Recenzje Karola
Richard Morgan
"Trzynastka"
Richard Morgan Trzynastka

W Pacyfiku woduje statek kosmiczny "Horkan's Pride" należący do INKOL. Wysłana na miejsce ekipa ratunkowa odkrywa, że członkowie załogi i pasażerowie zostali brutalnie zamordowani. Wcześniej jednak padli ofiarą kanibalizmu.

Z ramienia INKOL dochodzeniem kieruje była policjantka, Sevgi Ertekin. Szybko ustala, że makabryczna zbrodnia jest dziełem genetycznie zmodyfikowanego człowieka, wariantu trzynastego. Co gorsza, zabójcy udało się przedostać na kontynent amerykański, gdzie dokonuje serii brutalnych morderstw. Z desperacji rodzi się pomysł, żeby zwrócić się o pomoc do innej trzynastki, Carla Marsalisa. Marsalis pracuje dla ONZ i łapie lub likwiduje zbuntowane trzynastki. Zaczyna się polowanie, w którym nie ma miejsca na ludzkie odruchy.

Powieść jest raczej średnia. Morgan stara się wprawdzie jak może, żeby fabuła obfitowała w zwroty akcji i nie nudziła, ale problem polega na tym, że cała intryga to wydmuszka. Do tego stopnia, że świadom tego autor każe samemu Marsalisowi poddać w wątpliwość sens powołania do życia mutantów takich jak on. Bo i jaki ma sens wyhodowanie istot, których immanentną cechą jest kwestionowanie rozkazów i autorytetów, jeśli docelowo chce się z nich uczynić żołnierzy?

Przyznaję, że Morgan stworzył ciekawą wizję przyszłości, w której Stany Zjednoczone rozpadły się na kilka państw, ale to trochę mało. Mam wrażenie, że starał się skonfrontować powołanych do życia przez ludzi mutantów z samymi ludźmi, aby móc w krzywym zwierciadle ukazać kondycję człowieka. Ma jednak podstawowy problem: jego mutanci są ludzcy do bólu. Są ofiarami uprzedzeń, ale choć autor powtarza jak mantrę, jak bardzo są obcy, nie umie tego pokazać. Marsalis jest aż banalny w swym człowieczeństwie. W powieściach, szczególnie sensacyjnych, aż roi się od tego typu postaci. Wyalienowany samotnik z własnym kodeksem moralnym, który nie ma skrupułów, gdy stawia czoła przeciwnikom. Może Morgan nie czytuje takich powieści?

Mój największy problem z Morganem polega chyba na tym, że punktem odniesienia jest dla mnie "Modyfikowany węgiel". To była genialna powieść. Tego poziomu nie osiągnęła żadna inna książka Morgana. Bywały lepsze i gorsze, ale nigdy tak dobre. Ta powieść jest znośna. Choćby i dlatego, że autor sam skrytykował część swoich pomysłów ustami bohaterów, a skoro tak, to czy mógłbym się nad nim jeszcze dodatkowo pastwić? Owszem, wiele jego tez to oczywiste głupoty (genetyczna niezdolność do wiary, feminizacja społeczeństwa), ale skoro chce w nie wierzyć, jego prawo. To raczej nieszkodliwe przekonania.

Site copyrights© 2015 by Karol Ginter