|
Ten tytuł polecił mi przyjaciel, który
sam przyznał, że dawno już nie sięgał
po pozycje z półki oznaczonej s-f, ale
tą książką się zachwycił. Ja może się
nie zachwyciłem (w końcu sięgnąłem po
ten tytuł wkrótce po lekturze świetnej
książki Cobena), ale jest to rzeczywiście
bardzo dobra powieść. Gdyby nie scenografia
i pewne aspekty rzeczywistości opisanej
na kartach książki, to można byłoby
powiedzieć, że mamy do czynienia z dobrym
kryminałem, wzorowanym na klasycznym
czarnym kryminale w wydaniu Chandlera,
czy Hammeta. Ale właśnie ta scenografia
świata przyszłości dodaje temu tytułowi
uroku. W końcu rzadko kiedy zdarza się
w kryminale, aby bohater ginął na pierwszych
kartach powieści.
W świecie wykreowanym przez Morgana
śmierć to tylko drobna niedogodność.
Każda istota ludzka ma zaimplementowany
stos korowy, w którym magazynowane
są na bieżąco wszystkie jej myśli
i wspomnienia. Po śmierci wystarczy
tyko znaleźć dla siebie nowe ciało,
czy raczej - jak to się określa w
świecie przyszłości - nową powłokę.
Może to być sklonowane własne ciało,
ciało innej osoby (np. skazańca, który
w ramach kary został sprowadzony do
egzystencji przez określony czas w
formie pozacielesnej w przechowalni),
czy też ciało syntetyczne. Tu jednak
pojawia się problem możliwości finansowych.
Nie każdy może sobie pozwolić na "upowłokowienie".
Świat przyszłości nie rozwiązał bowiem
żadnych nękających ludzkość obecnie
problemów, w tym także kwestii rosnących
nierówności ekonomicznych. Bogaci
mogą klonować własne ciała, przebierać
wśród ciał osób skazanych, czy syntetyków.
Biedni muszą brać to, co im przyniesie
los.
Takeshi Kovacs, który ginie na pierwszych
stronach książki z rąk policji, zostaje
skazany na długoletni wyrok w przechowalni.
Nie jest tego naturalnie świadomy
i nie ma na to wpływu. Tak samo nie
ma wpływu na to, że zostaje przetransferowany
ze Świata Harlana, gdzie dotąd żył,
na Ziemię. Odzyskuje przytomność w
nowym ciele już na obcej sobie planecie.
Został wyciągnięty z przechowalni
przed zakończeniem wyroku. Za jego
tymczasowym zwolnieniem i upowłokowieniem
stoi Laurens Bancroft. Bancroft jest
bogaty i wpływowy. Dzięki swemu majątkowi
przeżył już ponad 300 lat, zmieniając
w razie potrzeby ciało. Sześć tygodni
wcześniej Bancroft zginął. Zdaniem
policji było to samobójstwo. Zdaniem
Bancrofta: morderstwo. Niestety Bancroft
nie jest w stanie udowodnić swojej
racji, bo jego stos korowy został
zniszczony, a wraz z nim pamięć ostatnich
chwil życia. Bogatych stać jednak
na to, aby utrzymywać kopie zapasowe
swoich stosów. Właśnie dlatego Bancroft
wątpi w teorię samobójstwa: po co
miałby się zabijać, skoro zostawił
kopię zapasową? Kovacs ma teraz rozwikłać
tę zagadkę. Powierzono mu to zdanie
ze względu na jego wcześniejszą służbę
w Korpusie Emisariuszy - elitarnej
i owianej legendami jednostce pod
rozkazami Protektoratu Narodów Zjednoczonych.
Rozwiązane zadania okazuje się skomplikowane
i niebezpieczne. Śledztwo wiedzie
byłego Emisariusza do środowisk z
marginesu społecznego. Kovacs obraca
się wśród prostytutek i dealerów narkotyków,
próbując odtworzyć przeszłość Bancrofta
i szukając jakiegoś tropu. Naturalnie
wciąż ktoś dybie na jego życie. Dużym
kłopotem okazuje się dodatkowo fakt,
że upowłokowiono go w ciele byłego
policjanta, który narobił sobie wielu
wrogów.
Akcja powieści jest wartka, więc
kiedy już przebrniemy przez pierwsze
strony, które wprowadzą nas w realia,
to trudno oderwać się od lektury.
Sporo godzin rozrywki gwarantowane.
Interesujący jest ponadto sam pomysł
tej swoistej nieśmiertelności w drodze
technologicznie wypracowanej reinkarnacji.
Interesujący z wielu względów, w tym
także filozoficznych, ale autor wolał
skupić się na akcji. Problem tylko
lekko zasygnalizował, przedstawiając
postawę katolików. W powieści katolicy
są sektą, która odrzuca technologię
ponownego upowłokowienia. Ich postawa
ma zresztą duże znaczenie dla fabuły
książki. Dla katolików w powieści
śmierć ciała to śmierć ostateczna
w doczesnym świecie.
Miałbym do powieści właściwie jedynie
dwa zastrzeżenia. Jedno dotyczyłoby
feromonów, które ukazane zostały jako
coś w dużym stopniu determinującego
zachowanie ludzi. Już kiedyś irytowało
mnie to przy lekturze "Pachnidła".
Zapachy są ważne, ale nie są w stanie
same z siebie nakłonić nas do niczego.
Człowiek właśnie w tym jednym względzie
uwolnił się od świata przyrody, że
nie kierują nim wyłącznie instynkty.
Mózg przetwarza wszystkie docierające
do nas informacje. Czasem robi to
lepiej, a czasem gorzej, ale już od
dzieciństwa podlegamy procesowi socjalizacji,
czyli oddziałuje na nas społeczeństwo,
warunkując nasze postrzeganie tego,
co nam się podoba, a co nie. Feromony
w konsekwencji zostają zepchnięte
na plan dalszy.
Drugie zastrzeżenie dotyczyłoby systemu
ochrony latającego burdelu "Głowa
w chmurach". Ten rzekomy super
system miał być oparty na detekcji
w podczerwieni. Każdy, kto interesował
się systemami alarmowymi, wie, że
czujki podczerwieni (nie używa się
terminu "czujnik") są zawodne,
bo z jednej strony alarm może zostać
wywołany przez zwykły przeciąg, a
z drugiej - złodziej może zasłonić
się parasolem i oszukać czujkę. Z
tego względu, aby poprawić skuteczność
ochrony, stosuje się oprócz podczerwieni
także inne formy detekcji, jak np.
czujki mikrofalowe, akustyczne, wibracyjne
itd. Krótko mówiąc, ktoś sprzedał
niezły szajs właścicielce "Głowy
w chmurach" :) No ale bez tego
Kovacs miałby trudniejsze zadanie...
|
|