Bywają różne tradycje i zwyczaje. Pech Merlina, syna Corwina z Amberu, polega na tym, że co roku ktoś próbuje go zabić. Dokładnie 30 kwietnia. Dość upiorny zwyczaj. Początkowo Merlin nawet nie skojarzył dziwnych wypadków, które go tego dnia spotykały, z próbami morderstwa. Teraz jest jednak świadomy zagrożenia. I ma mocne postanowienie, że dowie się, kto chce go zabić. Ale, jak to często bywa, nie wszystko może kontrolować. Czeka go cała seria nieprzyjemnych niespodzianek. Począwszy od znalezienia zakrwawionych zwłok w mieszkaniu byłej dziewczyny i starcia z bestią o mało sympatycznych intencjach. A to zaledwie wstęp do wielkiej awantury. W końcu, gdy jest się spowinowaconym z rodzinami panującymi w Amberze i Chaosie, można się spodziewać najgorszego.
Zelazny postanowił dalej eksploatować uniwersum wymyślone na potrzeby przygód Corwina. Tyle tylko, że główne role odgrywa tym razem następne pokolenie. Sam pomysł na intrygę jest podobny: krewni się nienawidzą i knują na potęgę. Motywuje ich pragnienie władzy i zemsty. Taki był niegdyś sam Corwin. Tylko Merlin jest na tym tle dość nijaki. Nawet nie bardzo wiadomo, czego chce. I stąd bierze się chyba największa słabość tego pięcioksięgu.
Merlin podejmuje najróżniejsze działania, ale trudno zrozumieć jego motywacje. Za przyjaciół uważa tych, którzy próbowali go zamordować, a jest podejrzliwy wobec tych, którzy go chronią. Niepojęte. W konsekwencji cała warstwa psychologiczna bierze w łeb. Owszem, są intrygi i nieustające zwroty akcji. Ktoś, kto był wrogiem, może stać się sojusznikiem, a zaraz potem znowu wrogiem. Tylko trudno zrozumieć, dlaczego. Kiedy Corwin zachowywał się bezrozumnie, można to było usprawiedliwić amnezją. Działania Merlina są nieracjonalne chyba tylko po to, by potęgować chaos i odsuwać w czasie rozwiązanie kolejnych zagadek.
Jeśli chodzi o kreatywność, to Zelazny wciąż w doskonałej formie. Surrealizm ma się świetnie. Narracja prowadzona jest w lekki sposób. Można liczyć na dużą dawkę humoru. Ot, niewymagająca fabuła na letnie dni. I choć trochę narzekam, że poziom odstaje wyraźnie od pierwszego pięcioksięgu, to i tak polubiłem przygody Merlina. Żałuję, że Zelazny nie osadził kolejnych powieści w tym uniwersum. Miało ogromny potencjał.