Czas różnie się obchodzi z powieściami science-fiction. Dylogia "Wyzwolenie" powstała w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych. W kulturze popularnej panowała wówczas moda na ninja, co znalazło odbicie w kinematografii Hollywood z tamtych czasów. Echa tej mody znajdujemy w cyklu Timothy'ego Zahna. W konsekwencji obie powieści lekko trącą myszką. Na moje szczęście, jako nastolatek też miałem okres fascynacji ninja. Potraktowałem więc obie powieści z lekkim przymrużeniem oka.
Ziemia i jej kolonie są okupowane przez rasę Ryqrilów. Ruch oporu jest nieliczny. Na Ziemi rodzi się plan wznowienia walki z Ryqrilami. Allen Caine zostaje wysłany na planetę Plinry, aby odnaleźć w tamtejszych archiwach miejsce ukrycia kilku potężnych krążowników gwiezdnych. Początkowo zdany tylko na siebie, szybko znajduje sojuszników. Są nimi blackcollarowie. Formacja ta powstała dwa lata przed rozpoczęciem wojny z Ryqrilami. Intensywny trening fizyczny i psychiczny oraz wspomaganie farmakologiczne uczyniły z nich wojowników doskonałych. Krążyły legendy o ich wyczynach. Przy życiu pozostało ich niewielu. Pierwsze spotkanie z weteranami na Plinry rozczarowuje Caine'a. Nic nie jest jednak takie, jakim się wydaje. Blackcollarowie raz jeszcze mają szansę dowieść, że są mistrzami na polu walki. Ich atutem są nie tylko nadzwyczajne predyspozycje fizyczne, ale również intelekt. To właśnie on jest ich najpotężniejszą bronią.
Oczekiwałem przyjemnej i lekkiej rozrywki i nie zawiodłem się. Cokolwiek by nie mówić, Timothy Zahn ma talent do tworzenia ciekawej fabuły. |