Lubię filmową sagę "Gwiezdne Wojny". Timothy Zahn opanował warsztat pisarski w stopniu wystarczającym, by nie drażnić czytelnika niepotrzebnym pseudoartystycznym bełkotem lub popisywać się umiejętnością zapełniania kolejnych stron słowami i zdaniami, które nie posuwają akcji do przodu ani o milimetr i niczego sensownego nie wnoszą do fabuły. Ostatnio coraz częściej sięgam więc po powieści jego autorstwa rozgrywające się w uniwersum wykreowanym na potrzeby filmowej sagi.
Wydarzenia opisane w trzech książkach toczą się 5 lat po śmierci Imperatora. Imperium nie zostało jeszcze ostatecznie pokonane. Niedobitki sił imperialnych wciąż walczą. Na ich czele staje wielki admirał Thrawn. Odnajduje on szalonego mistrza Jedi, Joruusa C'baotha, i chroniony przez niego skarbiec Imperatora. Pozwala mu to przejść do ofensywy. Jego geniusz w połączeniu z precyzyjnymi danymi wywiadowczymi pochodzącymi ze stolicy Republiki przysparza siłom imperialnym kolejnych sukcesów. Tymczasem w obozie zwycięzców rodzą się podziały będące efektem różnych ambicji politycznych. Wielki admirał potrafi skutecznie podsycać nieufność wśród liderów Republiki. Pojawiają się oskarżenia o zdradę. Znani z filmowej sagi Leia, Han, Luke i Lando Carlissian starają się obronić Republikę. Nie jest to łatwe, bo szybko stają się celem dla zabójców wysyłanych przez wielkiego admirała.
Bardzo przyzwoita trylogia, choć nie rewelacyjna. Miłośnikom "Gwiezdnej sagi" i tak pewnie się spodoba. Inni nie mają powodu, by po nią sięgać. Moja opinia o autorze pozostaje niezmienna: nieźle, ale z umiarkowanym entuzjazmem. Gdyby na rynku wydawniczym był lepszy wybór, pewnie bym poszukał czegoś innego. A tak sięgnę po kolejne jego książki. |