Timothy Zahn
"Star Wars. Dynastia Thrawna. Chaos"

Timothy Zahn Star Wars. Dynastia Thrawna. Chaos

Kiedy zaatakowana zostaje Csilla, ojczysta planeta Dynastii Chissów, jest oczywiste, że sprawcy ataku zostaną ukarani. Nieoczywiste jest, dlaczego w ogóle doszło do ataku. I to tak nieudolnego. Atakujący zostali rozgromieni w 15 minut. Nie wyrządzili żadnych poważnych szkód. Być może dla owładniętych żądzą zemsty polityków kwestia motywów, które kierowały agresorami, jest nieistotna. Jednak dla niektórych wojskowych motywy wroga to klucz do zwycięstwa nad nim.

Wyjaśnieniem zagadki zajmuje się m.in. Thrawn. Szybko ustala, że atak był dywersją. Miał ukryć inne wydarzenie. Podążając tym tropem, Thrawn odkrywa powstanie nowego imperium, które dyskretnie osacza przestrzeń kontrolowaną przez Dynastię Chissów. Tyle tylko, że nikt nie bierze jego obaw na poważnie. Musi więc tak pokierować wydarzeniami, by zlikwidować zagrożenie. Nie może działać wprost, więc ucieka się do podstępów i manipulacji. Nie pierwszy raz w swojej karierze. Tym razem wrogowie Thrawna tylko czekają na jego najmniejsze potknięcie, aby się z nim ostatecznie rozprawić.

Przyzwoita powieść. Historia wciąga. Tempo akcji zaburzają wprawdzie reminiscencje z przeszłości Thrawna, ale zawieszenie akcji wzmaga napięcie. Gorzej, że wydarzenia z przeszłości są ważne dla postrzegania bieżących wydarzeń. Czytelnik wyposażony w tę wiedzę inaczej oceniałby szanse Thrawna. Szkoda, bo to też wpływałoby na formowanie oczekiwań czytelnika. No ale trudno. Tak chce autor.

Choć doceniam pomysł Zahna, aby wyposażyć Thrawna w talent, dzięki któremu ocenia inne cywilizacje na podstawie wytworów ich kultury, to jednak kulturę tę autor traktuje w sposób zawężający. Koncentruje się na sztuce wizualnej. A co z innymi formami sztuki? A co ze zmianami sztuki na przestrzeni dziejów? To ciekawy wątek, a potraktowany raczej pobieżnie.

Jedno, co nieustannie mnie drażni, to podkreślanie przez autora, że Thrawn dysponuje wybitnym umysłem wojskowym, a zupełnie nie rozumie polityki. Tak jakby autor nie rozumiał, że wojskowy, który nie rozumie polityki, nigdy nie będzie wybitny. Będzie mógł wygrywać bitwy, ale nigdy nie wygra wojny. W historii znane są przypadki wojen, które pomimo wygrania wszystkich kluczowych bitew kończyły się porażką. To może niektórych zdziwić, ale można wygrać wojnę nie wygrywając bitew. Trzeba tylko wiedzieć, jak doprowadzić przeciwnika do klęski. Weźmy takiego Oktawiana Augusta. Był fatalnym wojskowym. Lepiej jednak rozumiał meandry polityki i dlatego był w stanie eliminować wrogów i rywali poza polem bitewnym. Co z tego, że Marek Antoniusz był lepszym wodzem. Co z tego, że Oktawiana Augusta powszechnie uważano za tchórza. To on okazał się zwycięzcą.

Dlatego militarny geniusz Thrawna ma fundamentalną skazę: nieznajomość polityki. I to jest irytujące. Wojna to tylko jeszcze jeden sposób prowadzenia polityki. Paskudny, ale czasami użyteczny. Zasługujący na potępienie na gruncie moralnym, ale niestety wciąż stosowany. W końcu politycy niezwykle rzadko kierują się moralnością, choć kroczą pod sztandarami, na których odmieniają moralność przez wszystkie przypadki. Tylko dzięki kontroli nad systemem edukacji są w stanie wciąż tumanić kolejne pokolenia, jakoby kiedykolwiek istnieli politycy godni naśladowania. Nie, nie istnieli. Byli tylko na tyle skuteczni, że w ten czy inny sposób wyeliminowali swoich oponentów i zadbali o właściwy opis ich działalności na kartach historii.

Autor nie był też w stanie w sposób wiarygodny wyjaśnić motywacji wrogów Thrawna wśród Chissów. Knują, ale właściwie nie wiadomo dlaczego. Powołują się na wyimaginowane niebezpieczeństwo, jakim jest dla przyszłości Chissów. Tyle tylko, że to nic nie znaczący frazes, do którego zwyczajowo odwołują się politycy. Skrywają się za nim zawsze zupełnie inne motywacje. Przeważnie żenująco płytkie. Takie jak żądza władzy, zazdrość, czy po prostu osobiste urazy z przeszłości. Szkoda, że Zahn nie rozwinął tej kwestii.

2022-12-12

Site copyrights© 2022 by Karol Ginter