Nie było latających spodków, ani kosmitów biegających po ulicach. Przybysze podeszli do kwestii zagłady ludzkości bardzo praktycznie. Najpierw impuls elektromagnetyczny zniszczył całą elektronikę. To była pierwsza fala. Potem były trzęsienia ziemi i powodzie. Jednak największe żniwo ofiar zebrała trzecia fala. Epidemia pozbawiła życia miliardy ludzi. Tych niewielu, którzy ocaleli, musi stawić czoła czwartej fali. Enklawy ocalałych są atakowane i eliminowane. A to jeszcze nie koniec, bo nadchodzi piąta fala. Czy niedobitki ludzkości przetrwają?
Yancey zaproponował ciekawą wizję zagłady. Właściwie, to wszystkie te pomysły gdzieś już się przewijały, ale on dokonał ich syntezy. Siłą tej powieści na pewno nie jest oryginalność, choć może początkowo na to właśnie liczyłem. Zawsze istnieje szansa, że komuś uda się oderwać od ograniczeń antropomorfizowania kosmitów. Czy to jednak w ogóle możliwe?
Autor zadbał o odpowiednią farmę narracji i zaserwował czytelnikom bardzo przyzwoite czytadło. Inna sprawa, że książka chyba adresowana była do młodzieżowego czytelnika, a ja do tej kategorii już od dawna się nie zaliczam. Nie będę jednak narzekał, bo Yancey dysponuje świetnym warsztatem literackim i książkę błyskawicznie pochłonąłem. Doskonała rozrywka i tyle.