Przed wielu laty, kiedy normalny rynek książkowy dopiero się w Polsce rodził, wydawnictwo Amber było jednym z liderów przemian. Seria "Horror" była dla mnie wówczas niczym spełnienie marzeń. Pochłaniałem jeden tytuł po drugim. "Twierdza" była jedną z najlepszych pozycji, które ukazały się w serii. Zrobiła na mnie ogromne wrażenie.
Jest kwiecień 1941 roku. Niemcy święcą kolejne triumfy. Przygotowują się do ataku na Rosję. Zapada decyzja o obsadzeniu przez niemiecki oddział Przełęczy Dinu w Rumunii. Ma to zabezpieczyć rafinerie w Ploesti przed ewentualnym zagrożeniem radzieckim z tego kierunku. Rafinerie w Ploesti mają znaczenie strategiczne dla dalszej ekspansji sprzymierzonej z Rumunią III Rzeszy. Dowodzony przez kapitana Woermanna oddział, pomimo ostrzeżeń okolicznych mieszkańców, zajmuje 500-letnią twierdzę. Budowla jest niezwykła. Jej ściany nabijane są tysiącami krzyży. Dwójka wiedzionych chciwością żołnierzy przebija się przez ściany zamku do ukrytej komnaty i uwalnia coś, co zaczyna siać śmierć wśród niemieckiej załogi. Kapitan Woermann domaga się od zwierzchników natychmiastowego przeniesienia. Dowództwo ignoruje tę prośbę i dla wyjaśnienia sytuacji wysyła do twierdzy Sturmbannfuehrera Kaempffera i oddział SS. Obaj oficerowie serdecznie się nienawidzą. Sytuacja w zamku staje się coraz bardziej napięta. Po wydarzeniach, które mają miejsce pierwsze nocy po przybyciu do twierdzy SS-manów, Kaempffer musi odrzucić swój sceptycyzm i uwierzyć w działanie sił nadprzyrodzonych. Co takiego Niemcy uwolnili, a co ważniejsze, jak to powstrzymać? - to pytania, na które odpowiedzi mogą zdecydować o przetrwaniu.
Bardzo ciekawy pomysł na intrygę. Trzymająca w napięciu fabuła. Świetna książka, po prostu. Nic nie straciła ze swego uroku przez te wszystkie lata, a przecież dzieli mnie od niej wiele książek, które poszerzyły moje horyzonty i wyostrzyły zmysł krytyczny. |