Król Burz przegrał. Pokonani Nornowie uciekają na Północ. Ściga ich armia ludzi dowodzona przez księcia Isgrimnura. Czy ludziom uda się ostatecznie zniszczyć Nornów?
Fabuła nie jest zbyt wyszukana. Ludzie chcą ostatecznie zniszczyć Nornów i tyle. Pierwsi nieudolnie gonią, drudzy wciąż skutecznie uciekają. Żadnej ciekawej intrygi tu nie ma. Tym bardziej nie ma nieoczekiwanych zwrotów akcji. Wieje nudą. Autor rozpisał pomysł zasługujący na opowiadanie na całą powieść. Właściwie to taki sentymentalny powrót po latach do Osten Ard. Didaskalia do wcześniejszego cyklu i nic ponadto. Poza tym, dużo mogę znieść, ale nie lubię historii o postaciach pozbawionych elementarnej inteligencji. Tymczasem armia ludzi zachowuje się, jakby pierwszy raz byli na wojnie. Pozwoliłem sobie nawet na napisanie krótkiego dialogu między dowodzącym Isgrimnurem a jednym z żołnierzy. Zabrakło go na początku powieści, a świetnie wprowadza w jej klimat.
- Książę Isgrimnurze, a co to właściwie jest to oblężenie?
- Tak do końca to nie wiem, ale chyba chodzi o to, że oni są w środku, a my na zewnątrz. I my ich oblegamy.
- A to obleganie na czym ma polegać?
- My ich atakujemy, a oni się bronią.
- Słyszałem, że oni też mogą atakować.
- Niemożliwe. To my jesteśmy od atakowania.
- Ale oni mogą robić wypady, czy jakoś tak.
- Ktoś ci głupot naopowiadał. Jak Nornowie mają robić wypady, kiedy my szturmujemy? No sam pomyśl.
- Słyszałem, że szturm wiąże się z dużą liczbą ofiar po naszej stronie. Wrogowie są za umocnieniami, a my musimy atakować te umocnienia. To daje im ogromną przewagę. Będą nas wybijać jak kaczki.
- Co to za defetyzm? Co z ciebie za mężczyzna? Tchórzysz? Wiem, że wielu z was zginie, ale to jest poświęcenie, na które jestem gotów.
- Może jednak jest jakiś inny sposób oblegania? Coś mi się obiło o uszy, że można zagłodzić obrońców.
- I ile by to niby trwało? Nie mamy czasu na takie fanaberie. Musimy po prostu ciągle atakować.
- I nic ponadto? Ktoś mi opowiadał o kopaniu okopów i budowaniu umocnień wokół obleganej twierdzy.
- Po co?
- Na wypadek, gdyby jednak chcieli zaatakować.
- To bez sensu. Po co niby mieliby atakować?
- Hmm, właściwie to nie wiem.
- Sam widzisz. Nie ma po co się męczyć. Nie będą atakować.
- To może chociaż straże wystawimy? Tak na wszelki wypadek. Gdyby nie znali się na oblężeniach i postanowili zaatakować.
- Daj spokój z tym straszeniem. Niech ludzie wypoczną między atakami.
- A straże w nocy?
- Tym bardziej bez sensu. W nocy to się śpi.
- A co z rozesłaniem zwiadowców po okolicy?
- Kogo?
- Zwiadowców.
- A co to za jedni?
- Słyszałem, że sprawdzają, czy w okolicy naszej armii nie ma żadnych zagrożeń. Może są jakieś, o których nie wiemy? Jakieś nieznane niebezpieczeństwa?
- Taki strachliwy jesteś? Nie, to się u nas nie przyjmie. My się nie boimy niczego. A tym bardziej nieznanego. Ty też przestań się bać i skoncentruj się na atakowaniu. Pomyśl o poświęceniu się dla króla i takie tam.