Kiedy statek badawczy Hegemonii dotarł na orbitę Ziemi, trwała właśnie wojna stuletnia. Brutalne obrazy z pola bitewnego pod Azincourt zaszokowały badaczy. Z punktu widzenia obserwatorów, ludzkość znajdowała się na niskim poziomie rozwoju, a do tego cechowała się niezwykłą agresywnością i krwiożerczością. Nic zatem dziwnego, że wyrażono zgodę, aby Ziemię skolonizowali Shongairi, drapieżna rasa wchodząca w skład Hegemonii. Tyle tylko, że między obserwacjami poczynionymi przez misję badawczą, a przybyciem floty inwazyjnej, minęło sześć stuleci. Shongairi z zaskoczeniem stwierdzają, że ludzkość znalazła się na znacznie wyższym poziomie rozwoju technicznego. Formalnie rzecz biorąc, wyklucza to inwazję i kolonizację. Pod warunkiem, że ktoś się o tym dowie...
Shongairi decydują się na inwazję. Atak z orbity niszczy siły militarne i ośrodki władzy. Triumf jest krótkotrwały. Ocaleli Ziemianie podejmują walkę. Wojna asymetryczna zawsze jest trudna. Dla Shongairich, którzy nigdy nie walczyli z przeciwnikiem na podobnym poziomie rozwoju, oznacza ona ogromne straty. Ludzkość jest brutalnie dziesiątkowana, ale ciągle walczy. Tylko, czy może wygrać?
Temat inwazji Obcych na Ziemię to jeden z dość oklepanych motywów. Weber tak portretuje najeźdźców, aby uprawdopodobnić przedstawiony na kartach powieści przebieg wydarzeń. Bardzo sprytny zabieg, bo trudno coś zarzucić logice Shongairich. Ich błędy wynikają z przyjętych założeń i systemu wartości. Czy nie znamy tego z naszej ziemskiej historii, kiedy najeźdźca przegrywał, bo nie doceniał najechanych? Albo kiedy dochodziło do katastrofy samolotu, bo podwładni nie ośmielili się podważać autorytetu kapitana nawet wówczas, gdy popełniał ewidentne błędy (słynna kapitanoza).
Powieść ma typowo rozrywkowy charakter. Autor zna się swoim rzemiośle. Wartka akcja gwarantuje, że czytelnik nie będzie się nudził. Inna sprawa, że nie wszystkim musi się podobać prezentowany przez Webera punkt widzenia. Skupia się na losach postaci heroicznych, a przeciętni zjadacze chleba tworzą jedynie tło. Wzmiankuje o rozkładzie więzi społecznych, degrengoladzie wielu jednostek, ale kwestie te traktuje marginalnie. Taką przyjął konwencję. Miłośnicy ambitnej fantastyki powinni trzymać się z dala od tej powieści, bo niczego tu dla siebie nie znajdą.
Byłem nieco zdziwiony, że Weber aż tyle uwagi poświęca drobiazgowym opisom ziemskich militariów. Miłośnicy broni będą na pewno zachwyceni. Czyżby Weber był prywatnie wielbicielem pisarstwa Toma Clancy'ego? Lubię książki Clancy'ego, a czystym zbiegiem okoliczności powieść Webera kupiłem równocześnie z powieścią Clancy'ego (właśnie zacząłem ją czytać).
Odrębną kwestią jest ocena zakończenia. Mnie i zaskoczyło, i rozbawiło. Weber puszcza oko do czytelnika, dając mu do zrozumienia, żeby nie traktował jego powieści zbyt poważnie. Tak ja to interpretuję. Niewykluczone jednak, że sam nie wiedział, jak sensownie i optymistycznie zakończyć całą historię, by nie być całkowicie wtórnym. Postarał się zatem o oryginalne zakończenie. Niektórzy mogą uznać, że aż za bardzo. |