Recenzje
 
 
 
 
 
Recenzje Karola
 
David Weber
"Troll zagłady"
David Weber Troll zagłady

W odległej przyszłości trwa kosmiczna wojna między ludźmi a rasą Kangi. Szala zwycięstwa wyraźnie przechyla się na stronę ludzi. Kangi podejmują rozpaczliwą próbę odwrócenia losów wojny i w tym celu wysyłają potężną flotę okrętów. Nie ma ona jednak walczyć z flotą Ziemian. Jej celem jest Ziemia w przeszłości. Nikt dotąd nie próbował podróżować przez inne wymiary w taki sposób, by cofnąć się w czasie. Jest to ryzykowny krok, ale Kangi są zdesperowani. Flota Kangi zostaje jednak wykryta na swoim kursie w przeszłość. W pościg ruszają jednostki 92. Eskadry Liniowej. Dochodzi do starcia, w którym zniszczona zostaje większość jednostek zarówno ludzi, jak i Kangi. Udaje się zmienić kurs niedobitków floty Kangi i zahamować ich podróż w przeszłość. Niestety, trudno mówić o pełnym sukcesie, bo kilka jednostek Kangi trafia do czasów nam współczesnych. Owszem, nie osiągnęły one zamierzonego celu, czyli Ziemi z czasów przedindustrialnych, ale współczesna technika nie może równać się z tym, czym dysponują najsłabsze ocalałe jednostki Kangi. Ostatnie myśliwce 92. Eskadry Liniowej, które wciąż ścigają wrogów, to za mało, by ocalić Ziemię. Wprawdzie w bitwie nad oceanem, w którą angażują się także jednostki amerykańskiej floty, zbiegiem okoliczności udaje się zniszczyć prawie wszystkie statki kosmiczne Kangi, ale kluczowe jest właśnie słowo "prawie". Ocalał jeden Troll. Może on samodzielnie zniszczyć życie na Ziemi, o ile będzie miał na to wystarczająco dużo czasu i będzie unikał bezpośredniej konfrontacji. Tylko pułkownik Ludmilla Leonowna, która jako jedyna ocalała z całej 92. Eskadry Liniowej, może pomóc ludzkości w nadchodzącym starciu. No cóż, Amerykanie znów muszą uratować świat...

Nie miałem wielkich oczekiwań, więc i trudno mówić o rozczarowaniu. Takie sobie czytadło. Zapowiadało się nawet interesująco, ale potem było coraz gorzej. Zaczynając od faktu, że skoro jeden Troll dysponuje taką potęgą, to po co wysyłać potężną flotę? Tym bardziej, że wielką flotę łatwiej wykryć. Sporo elementów misternie budowanej przez autora intrygi budzi wątpliwości. Ich roztrząsanie nie ma większego sensu. Ktoś, kto szuka rozrywki i lubi tego typu literaturę, raczej się nie rozczaruje. Ktoś taki jak ja, kto zawsze szuka dziury w całym, będzie chwilami zgrzytał zębami. Jednak nie nadmiernie, bo szkoda szkliwa. Można przeczytać, a potem zapomnieć. Taki już los tego typu czytadeł.

     
 
Site copyrights© 2011 by Karol Ginter