Bitwa o Hancock po raz kolejny udowodniła talenty Honor Harrington. Równocześnie dowiodła, że Pavel Young jest zwykłym tchórzem. Karą za ucieczkę z pola bitwy powinna być śmierć, ale od czego są koneksje rodzinne. Sprawiedliwość musi zmierzyć się z polityką, a wynik tego nierównego starcia zawsze jest niewiadomą.
Autor postanowił spróbować swoich sił na polu kreowania intryg politycznych. Z marnym skutkiem. Płycizn, które mogłem wybaczyć czytając o bitwach kosmicznych, nijak nie mogłem strawić, gdy stały się osią wydarzeń. Weber stworzył swoje uniwersum odwołując się do analogii z Wielką Brytanią z okresu wojen napoleońskich. Postanowił też stamtąd czerpać wzorce rozwiązań społecznych i ustrojowych. Wiedzę na temat tej epoki ma jednak bardzo powierzchowną. Właściwie nie ma to wielkiego znaczenia, bo to przecież fantastyka. Gorzej, że Weber nigdy chyba nie gustował w literaturze zajmującej się polityką. Jest jednym z tych, którzy gardzą polityką, ale nie mają o niej pojęcia. W efekcie, kreuje polityków, którzy może daliby sobie radę na poziome samorządu szkolnego w liceum, ale polegliby już w samorządzie studenckim (nie teoretyzuję - działałem w samorządzie). Intrygi, które Weber wymyśla, są równie skomplikowane, jak konstrukcja cepa. I równie finezyjne.
Nudziłem się strasznie podczas lektury. I irytowałem. Ech, lepiej szybko zapomnieć o tym tomie. A przecież wystarczyłoby, żeby Weber więcej poczytał o historii Wielkiej Brytanii. Mógłby się chociażby dowiedzieć, jak premierzy brytyjscy traktowali Izbę Lordów i jak łamano opór Izby Lordów. |