Przeczytałem pierwszy tom cyklu, który zgodnie z reklamą z okładki, porównywany jest do "Diuny". Po lekturze zachodzę w głowę, kto i dlaczego dokonał tego porównania? Absolutnie nic w klimacie opowieści, formie narracji, fabule itd. nie przypomina "Diuny". Mógłbym znajdować jakieś wątłe podobieństwa do innych cykli s-f, ale w gruncie rzeczy opowiadana przez Watsona historia balansuje gdzieś między s-f a fantasy. Czyta się to dość przyzwoicie, ale wszystkie te wątki i epizody nie złożyły mi się w jakąś sensowną całość. Dlatego trudno nawet o streszczenie. Po prostu mamy ludzkich osadników na obcej planecie. Wśród ludzi pojawili się tytułowi Proklamatorzy, którzy potrafią siłą słów nagiąć rzeczywistość do swojej woli. Oprócz tego wśród ludzi i zwierząt są mutacje, które są źle widziane (dlaczego Proklamatorów nie postrzega się jako mutantów, tego za nic w świecie nie potrafię pojąć). Na planecie są jeszcze przedstawiciele obcej cywilizacji. Tak samo jak i ludzie, są tu kolonistami. Wzajemne relacje obu gatunków są dość niejasne. Autor opisuje losy kilku postaci i stopniowo wprowadza w historię ludzkiego osadnictwa. Opowieść snuje się dość ospale. Nie ma tu efektownych zwrotów akcji. Nie ma nawet odrobiny napięcia. Na szczęście jest kilka zagadek, które podtrzymują zainteresowanie czytelnika. To jednak dla mnie za mało i nie zamierzam kontynuować lektury cyklu. Zbyt nijaki. |