Zadanie jest dość nietypowe. Hadrian i Royce mają oszacować, jakie są szanse dokonania zamachu na hrabinę Nysę Dulgath. Już wkrótce ma ona zostać władczynią maleńkiej prowincji w Maranonie. Kilkakrotnie już próbowano ją zabić. Ocena istniejącego ryzyka pozwoli odpowiednio wzmocnić jej ochronę i zapobiec kolejnym zamachom. Przynajmniej tak przedstawia sprawę zleceniodawca. A jest nim Kościół Nyphrona. Hadrian i Royce mają jednak spore wątpliwości co do całej tej sprawy.
Po przybyciu na miejsce Hadrian i Royce zauważają, jak niezwykła jest kraina, którą ma władać lady Dulgath. Klimat jest wręcz idealny. Nawet deszcz nie pada w ciągu dnia. Miejscowym żyje się lepiej niż w innych prowincjach. Za wszystkim tym musi się kryć jakaś tajemnica, ale jej wyjaśnienie nie będzie łatwe. Tym bardziej, że Hadrian i Royce od razu po przybyciu pakują się w konflikt z miejscowymi. Nie przepadają oni za ludźmi Kościoła. Początek niefortunny, a to bynajmniej nie koniec problemów Riyrii.
Kolejna udana część "Kronik Riyrii". Jest tu wszystko, co być powinno. Humor. Dobre tempo akcji. Zagadki i tajemnice. Nieoczekiwane zwroty akcji. Ciekawe postaci. Generalnie, świetna powieść. Jedna z najlepszych przeczytanych przeze mnie w tym roku. A choć przeczytałem w tym roku sporo książek, to blisko połowę stanowiły tytuły marne i marniejsze. Muszę zmienić strategię czytelniczą. Ilość nie przechodzi w jakość. W każdym razie lektura tej powieści sprawiła mi ogromną przyjemność. Obym trafiał na więcej takich tytułów. Nawet jeśli autor jest nieszczególnie oryginalny, to doskonale sobie radzi ze swoim rzemiosłem.