Obalenie Saldura, objęcie samodzielnej władzy przez Modinę i zakończenie wojny domowej zbiegły się w czasie z końcem Uli Vermar. Ludzkość tymczasem jest kompletnie nieprzygotowana do konfliktu z elfami. Gdy armie elfów przekraczają granice Imperium, nic nie jest w stanie ich powstrzymać. Z łatwością brutalnie miażdżą wszelki opór. Jedyną nadzieją ludzkości jest przedmiot, który niegdyś pomógł odnieść zwycięstwo nad elfami Novronowi, twórcy starego imperium. Przedmiot ten ukryty został w grobowcu Novrona w zaginionej pradawnej stolicy, Percepliquisie. Wspierana przez Modinę Arista organizuje wyprawę, która ma odnaleźć Percepliquis. W jej skład wchodzą także Hadrian i Royce. Od sukcesu wyprawy zależą losy ludzkości. Czas nagli. Tymczasem patriarcha, który dotąd pozostawał w cieniu intryg Saldura, realizuje tajemniczy i zdradziecki plan.
Choć początkowo się na to nie zanosiło, Sullivan zrehabilitował się po katastrofie, jaką był "Zdradziecki plan". Może nie jest to wybitna literatura, może nie osiągnął poziomu pierwszych części cyklu, ale była to już dość przyzwoita powieść przygodowa. Pewnych ubytków szkliwa niestety nie uniknąłem. To nieunikniony skutek zgrzytania zębami podczas lektury niektórych początkowych fragmentów. Ot, chociażby epizod o spotkaniu Myrona z siostrą. Wyglądał on na nieudolne naśladownictwo komedii Moliera i stanowił przykry dysonans. Znów górę brały ciągoty autora do groteski, rażąco kontrastujące z wysokimi tonami, w które uderzał przy opisach zagrożenia ze strony elfów. Potem jednak coraz mniej było potknięć, a narracja toczyła się wartko. Autor dopieszczał czytelnika zaskakującymi zwrotami akcji. Na tyle znów dałem się wciągnąć fabule, że wręcz szkoda, że historia dobiegła końca. Sullivan przygotowuje jednak powieści o wcześniejszych przygodach Hadriana i Royce'a. Traktować to jako pocieszenie, czy groźbę? |