Michael J. Sullivan
"Epoka mieczy"

Michael J. Sullivan Epoka mieczy

Dahl Rhen doświadczył już wielu nieszczęść z rąk Fhrejów. Wciąż jednak wychodził z tych starć zwycięski. Władca Fhrejów nie może sobie pozwolić na takie przejawy buntu. Wysyła olbrzymy i używa magii, by zetrzeć dahl z powierzchni ziemi. Osada przestaje istnieć, ale ci, którzy ocaleli z katastrofy, są tym bardziej zdeterminowani, by walczyć z Fhrejami. Klan Rhen musi jednak opuścić swą dotychczasową siedzibę.

Persefona zwołuje wiec wodzów wszystkich klanów, który ma wybrać keeniga. Stanie on czele wszystkich ludzi i pokieruje wojną z Fhrejami. Problemem są waśnie między klanami i ambicje poszczególnych wodzów. Jednak nie tylko z tym przyjdzie się zmierzyć Persefonie. Znacznie większym wyzwaniem będzie przekonanie wszystkich, że można Fhrejów pokonać.

Pojawienie się wśród ludzi trzech Dhergów otwiera nowe możliwości. Dhergowie potrzebują pomocy. Być może w zamian za pomoc uda się uzyskać coś, co zwiększy szanse ludzi w walce z Fhrejami. Przynajmniej tak uważa Persefona. Tylko czy zdradzieckim Dhergom można ufać?

Niestety, w drugim tomie wewnętrzna logika opowieści została poważnie zaburzona chciejstwem autora. Przypadłość ta dotyka wielu pisarzy. Konstruują fabułę w taki sposób, by nie bacząc na nic dobrnąć do zamierzonego końca. Nie przeszkadza im, że bohaterowie zachowują się irracjonalnie i bez sensu. Bez tego nie pakowaliby się w niepotrzebne tarapaty, a to dobra okazja, by zagrać na emocjach czytelnika. Mnie to drażni. Wolałbym, gdyby mieli kłopoty pomimo dobrego planowania i przygotowania, niż gdy spotykają ich one zasłużenie, bo nawet nie zadają pytań, które przygotowałyby ich na niebezpieczeństwa.

Inny powód do narzekania to ciągłe rozterki i wątpliwości bohaterów. Mam świadomość, że one są, ale dlaczego poświęcać im tyle uwagi? W efekcie postaci sprawiają wrażenie nadmiernie niepewnych i strachliwych. Rozczulają się nieustannie nad sobą. Bardziej koncentrują się na swoim strachu, niż na planach i celach.

Szkoda, że działania postaci sprawiają wrażenie nieustannej improwizacji. Tymczasem jakieś plany są, ale autor nie zajmuje się nimi. Ich realizacja wydaje się w efekcie czystym zbiegiem okoliczności. Mało to dydaktyczne, swoją drogą.

Kilka przypadków naginania logiki w celu osiągnięcia odpowiednich celów narracyjnych po prostu aż krzyczy, by je wytknąć, ale nie mogę innym psuć lektury. To że zwróciłem na nie uwagę dowodzi, że tym razem autor nie stworzył fabuły na tyle zajmującej, by mój mózg nie miał czasu na takie dywagacje. Szkoda. Ale mimo wszystko jest to nadal przyzwoita powieść. Pierwszy tom bardzo wysoko postawił poprzeczkę i niestety autor nie był w stanie utrzymać takiego poziomu.

2023-12-26

Site copyrights© 2023 by Karol Ginter