Od jakiegoś czasu rzadko sięgam po opowiadania. Preferuję dłuższe formy. Może niesłusznie? Lektura tego zbioru opowiadań fantastyczno-naukowych sprawiła mi ogromną przyjemność. Już tytuł sugeruje, że są to opowiadania z czasów uważanych za złoty okres s-f. Ich wspólnym mianownikiem jest przygoda. Część opowiadań trąci obecnie myszką. Ich "naukowość" dawno legła w gruzach wraz z teoriami, które nie oparły się kolejnym trzęsieniom wywołanym nowszymi odkryciami naukowymi. Jednak warstwa fabularna i narracyjna nadal zachwycają.
Podobała mi się zdecydowana większość opowiadań. Rozczarowaniem były dwa opowiadania. Brian W. Aldiss był widocznie na etapie tych samych psychotropów, które brał przy pisaniu "Kryptozoiku", bo znowu bełkotał coś o kazirodztwie (może to klucz do jego twórczości?). James Tiptree Jr., czyli Alice Bradley Sheldon, też nie zawiodła. Jak traumę z dzieciństwa pamiętam jej "Houston, Houston" opublikowane w "Fantastyce". To opowiadanie było nawet gorsze. Nie znalazłem w sobie siły i determinacji, by je skończyć. Pomijając te dwa wyjątki, dzięki pozostałym przeniosłem się w miejsca niezwykłe i byłem świadkiem niesamowitych wydarzeń. Dwa opowiadania były mocno prowokacyjne. Jack Vance w "Nowym Najwyższym" dość przewrotnie, ale i celnie obnażył przyczyny nieszczęść, które ludzkość na siebie sprowadza. Poul Anderson z kolei zaprezentował się jako zwolennik postępu technologicznego za każdą cenę. Nawet ofiar w ludziach. Dość kontrowersyjne stanowisko.
Nie będę jednak omawiał wszystkich opowiadań. Jak zawsze, to co wywołuje negatywne emocje lub prowokuje, przyciąga większą uwagę. Skłania do zajęcia stanowiska. Taka ludzka przypadłość, od której nie jestem wolny.
Minęło trochę lat i postanowiłem wrócić do zbioru, który dobrze wspominam, choć niewiele z niego pamiętałem. Przekonałem się, że stara s-f ma dużo do zaoferowania. Przyjemna lektura. Raz jeszcze doceniłem opowiadanie Andersona (było jedynym, z którego cokolwiek pamiętałem). Bardzo spodobało mi się opowiadanie, którego autorem jest H. Beam Piper, o światach alternatywnych. Ciekawe, utrzymane w konwencji baśni, było opowiadanie Le Guin, gdzie zjawisko dylatacji czasu zostało wplecione w historię o zgubnych skutkach uporu. Właściwie o wielu opowiadaniach mógłbym napisać kilka dobrych słów, ale może za kolejne X lat to zrobię, po ponownej lekturze.