Recenzje
 
 
 
 
 
Recenzje Karola
 
Wilbur Smith
"Pieśń słonia"
Wilbur Smith Pieśń słonia

Populacja słoni w Parku Narodowym Chiwewe rozrosła się ponad miarę. Park nie jest w stanie wyżywić takiej liczby słoni. Konieczny jest kontrolowany odstrzał. Dyrektor parku zaprasza swojego przyjaciela, Daniela Armstronga, aby udokumentował to wydarzenie i uświadomił opinii publicznej na Zachodzie, dlaczego tak radykalne działania są konieczne. Armstrong to uznany na arenie międzynarodowej autorytet w dziedzinie afrykańskiej przyrody. Ma w swoim dorobku książki i filmy poświęcone temu tematowi.

Nie tylko miłośnicy przyrody są zainteresowani planowanym odstrzałem słoni. Kość słoniowa to pożądany i ceniony towar. Ambasador Tajwanu, Ning Cheng Gong, chce przejąć kość słoniową zdobytą w wyniku odstrzału słoni. To nie lada gratka, bo będzie ona oznakowana jako pozyskana w legalny sposób. W efekcie uzyska znacznie wyższe ceny. Pozbawiony skrupułów ambasador przygotowuje misterny plan, który pozwoli mu zdobyć kość słoniową, a równocześnie skierować podejrzenia w zupełnie inną stronę. Plan wymaga wymordowania wszystkich świadków w celu zatarcia śladów. I kiedy wydaje się, że wszystko poszło idealnie, obecność Daniela Armstronga wywołuje nieoczekiwane komplikacje. Armstrongowi nie udaje się wprawdzie przeszkodzić w wywiezieniu kości słoniowej, ale postanawia pomścić śmierć przyjaciela i jego rodziny. Sceną ostatecznej rozgrywki będzie Ubomo, gdzie dochodzi do zamachu stanu, za którym stoi Ning Cheng Gong i jego rodzina.

Wilbur Smith prowadzi narrację w dość specyficzny sposób. Czytelnik może obserwować wydarzenia z perspektywy wszystkich ich uczestników. To czyni go wszechwiedzącym. Niezbyt przepadam za taką metodą opisu, bo pozbawia fabułę tak istotnego elementu, jakim jest napięcie towarzyszące niewiedzy. Nie ma miejsca na domysły i spekulacje, bo wszystko jest podawane na tacy. Dla mnie jest to istotny mankament, choć nie dyskwalifikuje bynajmniej powieści. Autor stara się przykuć uwagę czytelnika innymi sposobami. Dba o nieoczekiwane zwroty akcji. A głównym atutem powieści jest egzotyka. Miejsce akcji i realia tak dalece odbiegają od tego, co znam, że trudno dokładnie ustalić, gdzie przebiega granica między prawdą a zmyśleniem. Może to być zarówno lekko podkoloryzowany obraz afrykańskiej rzeczywistości, jak i czysta fantastyka. Waśnie plemienne, korupcja i inspirowane z zewnątrz zamachy stanu to w Afryce wręcz chleb powszedni. Te aspekty powieści noszą wszelkie znamiona prawdopodobieństwa. Jednak Ubomo to wymyślone państwo. Na ile wiarygodnie sportretowani zostali Mbuti i ich obyczaje, nie mam pojęcia. W każdym razie książka była interesująca i warto ją było przeczytać. Autor prezentuje na kartach powieści zarówno wady Afryki, jak i jej urzekające piękno.

     
 
Site copyrights© 2013 by Karol Ginter