Wilbur Smith
"Okrutny krąg"

Wilbur Smith Okrutny krąg

To miała być sielanka. Hector Cross od czasu poślubienia Hazel Bannock pławi się w luksusie. Właśnie spodziewają się dziecka. Wspomnienia tragicznych wydarzeń z przeszłości, które ich połączyły, blakną. Jednak ktoś postanawia zamordować Hazel. Zamach kończy się sukcesem. Tylko cudem udaje się uratować dziecko.

Hector domyśla się, że to nie on był celem morderców, bo gdyby tak było, zamach zostałby przeprowadzony inaczej. Boi się jednak o los swojej maleńkiej córki. Słusznie podejrzewa, że wieść o jej przyjściu na świat może skłonić zleceniodawcę morderców do wysłania kolejnych zabójców. Jeżeli więc chce zapewnić córce bezpieczeństwo, musi wytropić tego zleceniodawcę. Podejrzewa, że może to być ktoś związany z tragedią sprzed lat, która połączyła losy Hectora i Hazel. Czy jego przypuszczenia są słuszne?

Książka nieszczególnie przypadła mi do gustu. Nie o to chodzi, że jest nudna, czy że mnie mocno zirytowała. Tylko jest jakaś dziwna. Nierówna. Dialogi miejscami ocierają się o groteskę rodem ze zjadliwych satyr przedstawiających życie wyższych sfer (np. rozmowy dotyczące dziecka). Tyle tylko, że ten humor nie był chyba do końca zamierzony. Właściwie to całkiem sporo fragmentów humorystycznych wydaje się dziełem przypadku. Chyba że autor celowo chciał ośmieszyć głównego bohatera i jego przyjaciół. To był pierwszy poważny dysonans.

Początkowo miałem wrażenie, że autor nie wie za bardzo, co zrobić z fabułą. Nabrała ona z czasem rumieńców, ale co pewien czas moje brwi wędrowały niezwykle wysoko, bo autor prezentował dość oryginalne koncepcje. Najważniejsze zastrzeżenie dotyczy chyba tego, że nie jestem przekonany, aby forma powieści z dialogami była najlepszym sposobem przedstawiania faktów. Tymczasem w takiej postaci otrzymuje zestaw faktów Hector, a tym samym czytelnik.

Cała powieść jest niezwykle ponura, z pogranicza horroru, choć okraszona humorystycznymi dialogami. Miejscami zamierzonymi. Pewne wątki i pomysły ewidentnie inspirowane są twórczością Thomasa Harrisa (motyw świni jedzących ludzi eksploatowali też inni pisarze, ale użycie imienia Hannibal jest znamienne - jeśli to przypadek, to nadzwyczajny).

Mam wrażenie, że to nie tyle gotowa powieść, co szkic powieści. Zabrakło czasu na ostatnie szlify. Stąd cała ta "dziwność".

Site copyrights© 2018 by Karol Ginter