Francuski sklepik z urzędami

Pewną osobliwością absolutyzmu, czyli systemu rządów dominującego w Europie w XVII wieku, była sprzedaż urzędów. System ten najpełniej rozwinął się we Francji. Sklep z urzędami mieścił się w Paryżu przy ulicy Royale, na pagórku Saint-Roch. Twórcą urzędów był naturalnie król, a wspierał go w tym kontroler generalny. Kupić można było prawie każdy urząd - pozostawało jedynie kilka niedostępnych funkcji, niezbędnych dla funkcjonowania państwa. Za gotówkę można było nawet nabyć stopnie wojskowe. Każdy szlachcic mógł sobie kupić stopnie pułkownika bądź kapitana. Nabyty urząd można było w XVII wieku sprzedać, a nawet przekazać w spadku komuś z rodziny. W każdym z tych przypadków należało jeszcze oczywiście uiścić odpowiednią sumę do kasy państwowej. Przez pewien czas obowiązywała klauzula czterdziestu dni w przypadku chęci przekazania stanowiska w drodze spadku. Tzn. urzędnik musiał stosowną opłatę - gwarantującą dziedziczenie urzędu - wnieść na co najmniej czterdzieści dni przed śmiercią. Klauzula ta była wielce niekorzystna, gdyż w czasach wojen, epidemii i kiepskiego stanu medycyny śmierć mogła nadejść nagle. Nie zapominajmy, że w XVII stuleciu we Francji na czystość kładziono wielki nacisk, ale rozumiano ją nieco inaczej niż obecnie. Unikano bowiem wody, a używano pudrów i perfumów, które miały maskować bród i odór ciała. To także miało pewne konsekwencje. Wracając jednak do owej klauzuli, to jej istnienie prowokowało zjawiska makabryczne. Jeżeli urzędnik nie zdążył przed śmiercią wnieść stosownej opłaty - niższej bądź co bądź od ceny nowego urzędu - jego rodzina wnosiła opłatę i ukrywała sam fakt śmierci. Nieboszczyka solono i tak zakonserwowane zwłoki wystawiano w oknie, aby potem świadkowie mogli potwierdzić, że widzieli go żywego po uiszczeniu taksy. Państwo, zainteresowane zwiększeniem swoich dochodów - dostrzegając popyt - zaoferowało inne rozwiązanie. Urzędnik, zamiast wnosić opłatę jednorazowo, mógł opłacać coroczną taksę w wysokości 1/60 ceny urzędu. Zarówno urzędnicy, jak i władze były zadowolone z tego kompromisu.

Ludwik XIV

Narodziny systemu sprzedaży urzędów są łatwe do wyjaśnienia. Państwo nieustannie potrzebowało pieniędzy. Dlatego handlowano nie tylko starymi urzędami, ale także nieustannie tworzono nowe, zależnie od potrzeb finansowych państwa. Podobno jeden z dygnitarzy powiedział nawet do Ludwika XIV: "Za każdym razem, kiedy Najjaśniejszy Pan tworzy nowy urząd, Bóg tworzy głupca, który go kupi." Zapotrzebowanie na urzędy faktycznie było duże. Urzędowi towarzyszyć mogły niekiedy korzyści praktyczne: czasami nobilitacja, czasami zwolnienie od podatku bezpośredniego bądź zwolnienie od obowiązku kwaterowania wojska itd. Ale przede wszystkim piastowanie jakiejkolwiek godności uchodziło za zaszczyt. Nie powinno zatem dziwić, że o urzędy zabiegali szczególnie zamożni mieszczanie. Była to dla nich droga awansu społecznego. Sposób by znaleźć się wśród elity politycznej. Urzędy były różne, zarówno bardziej znaczne, np. prezydent parlamentu paryskiego, jak i pomniejsze, np. przysięgły ładowacz drewna w portach i na placach Paryża, do zupełnie skromnych, jak np. urząd badającego języki świń na obecność wągrów w Angers. Ta ostatnia funkcja polegała na tym, że urzędnik taki kazał bić świnię kijami, aż wysunie ona język i wtedy oceniał, czy ma wągry na języku, czy też nie. W każdym razie zaprzysięgły powroźnik był znaczniejszą postacią od drobnego fabrykanta. Prowadziło to do tego, że stanowisko urzędnicze było najlepszą lokatą kapitału dla mieszczaństwa. Lepszą od handlu i produkcji, co niestety miało swoje konsekwencje.

System sprzedaży urzędów miał też inną zasadniczą wadę: dziedziczny urzędnik nie angażował się nadmiernie w wykonywanie zawodu urzędniczego, bo nie mógł liczyć na awans. Brak rywalizacji miał zatem fatalne skutki. Ale równocześnie zapotrzebowanie na urzędy było tak duże, że spekulowano nimi. Korzystała z tego skwapliwie władza. Kreowano coraz to nowe, niekiedy zupełnie absurdalne stanowiska. Nadmiar urzędów sprawiał, iż niekiedy funkcję sprawowano na zmianę, co drugi rok. Osłabiało to naturalnie prestiż. Dlatego zdarzało się, że grupa urzędników skupionych w określonym cechu organizowała się i wykupywała nowo powstały urząd, byle tylko zapobiec powstaniu kolejnego, osłabiającego ich pozycję. Z tego także korzystała władza: kreowano nowe stanowisko w nadziei, że jakiś bogaty cech zechce je wykupić, aby strzec swoich przywilejów.

Jak widać system sprzedaży urzędów znał wiele patologii, dlatego nigdzie - poza Francją - nie kupczono tak długą listą stanowisk. Nawet we Francji dostrzegano wady systemu. Kardynał Richelieu poważnie rozważał jego likwidację, ale kiepski stan finansów państwowych na to nie pozwolił.

Site copyrights© 2016 by Karol Ginter