Upiorny krzyk, który usłyszeli uczniowie szkoły w Elm Haven w ostatni dzień nauki, był pierwszą zapowiedzią nadchodzących potworności. Tego dnia coś się w miasteczku zmieniło. Zauważyły to niektóre dzieci, ale umknęło to uwadze większości dorosłych. Było lato 1960 roku. Dla grupy chłopców, których zaintrygowały tajemnicze zdarzenia w miasteczku, miały nadejść trudne chwile. Za ciekawość przyjdzie im zapłacić wysoką cenę. W miejsce radości z beztroskich wakacji, doświadczą grozy i strachu. To na nich spocznie brzemię odpowiedzialności za losy miasteczka. Będą musieli odkryć wiele tajemnic z przeszłości miasteczka, a przede wszystkim z dziejów szkoły Old Central. Dopiero poznawszy przeszłość, zidentyfikują nadchodzące zagrożenie.
Wynudziłem się strasznie podczas lektury. I to jest najpoważniejszy zarzut w stosunku do tej powieści. Rozwlekłe opisy i nic nie wnoszące wątki poboczne doprowadzały mnie do rozpaczy. Simmons nie potrafi wykrzesać jakichkolwiek emocji. Było ich mniej więcej tyle, ile podczas lektury rocznika statystycznego. Narracja na tyle interesująca, żeby pobudzić ciekawość, ale nic ponadto. Losy bohaterów były mi absolutnie obojętne.
Miałem wrażenie, że autor próbuje nieudolnie naśladować Kinga. Już po kilkunastu pierwszych stronach na myśl przychodziło mi "To!" Kinga. Ta sama nostalgia za dzieciństwem. Tyle tylko, że King ma niesamowity talent do opowiadania takich historii. Nie wiem, jak to robi, ale potrafi w ciekawy sposób opisywać życie codzienne. Simmons nie tylko tego nie potrafi, ale nudzi nawet opisując wydarzenia niecodzienne. W ogóle nie umie budować napięcia. Gdzie nastrój grozy i tajemniczości?
PS. Wyparłem z pamięci poprzednią próbę przeczytania tej powieści. Wtedy skapitulowałem. Niedawno, podczas porządkowania książek, natrafiłem na tę powieść i zastanawiałem się, co to takiego. No i straciłem niepotrzebnie czas.