Obiło mi się o uszy, że "Hyperion" to pozycja obowiązkowa każdego miłośnika science-fiction. Powieść należąca do klasyki gatunku. Dziwnym trafem kompletnie ją przeoczyłem, kiedy została po raz pierwszy wydana w Polsce. Stykałem się jednak z pozytywnymi opiniami na różnych forach internetowych. Sądząc, że autor zbierający takie pochwały, powinien radzić sobie także w innych powieściach, sięgnąłem jakieś dwa lata temu po horror jego autorstwa. Rzadko mi się to zdarza, ale jest to jedna z książek, które zacząłem, a potem nie byłem w stanie skończyć. Często odsądzam tu od czci różne tytuły, ale przynajmniej byłem w stanie je skończyć, co wiele mówi o tych, których nie skończyłem. Nie zraziło mnie to do autora, bo każdemu może się przytrafić gniot. Szczerze mówiąc, nie mogłem się bardziej pomylić.
W odległej przyszłości, gdy ludzkość opuściła już Ziemię i skolonizowała część kosmosu, natknęła się na niezwykłą tajemnicę na planecie Hyperion. Odnaleziono tam Grobowce Czasu, które poruszały się niegdyś pod prąd czasu, a obecnie otoczone są dziwnymi polami czasowymi. Była tam też istota ochrzczona mianem Chyżwara, która zajmowała się głównie mordowaniem ludzi. A ludzie, zachwyceni widocznie jej możliwościami w dziedzinie zadawania śmierci, postanowili uczynić ową istotę ośrodkiem kultu religijnego. Kościół Chyżwara rozplenił się po planetach skolonizowanych przez ludzi. Teraz nadeszła chwila, gdy Grobowce Czasu mają się otworzyć, ujawniając swą tajemnicę. Tymczasem do Hyperiona zbliżają się Intruzi, którzy - podobnie jak Chyżwar - znajdują upodobanie w dokonywaniu rzezi, usypywaniu piramid z odciętych głów i temu podobnych zajęciach. Generalnie są równie odrażający jak Chyżwar, ale - zgodnie z logiką autora - nawet oni mogą znaleźć swoich wyznawców.
Hegemonia, czyli właściwie nie bardzo wiadomo co, bo autorowi nie chciało się zawracać sobie głowy podobnymi szczegółami, postanawia stoczyć walkę z Intruzami. W każdym razie Hegemonia jest równie paskudna, jak wszystko, co spotykamy na kartach książki. Popiera wysłanie przez Kościół Chyżwara Pielgrzymki na Hyperiona. Jej siedmioro uczestników w jakiś sposób związanych jest już swymi losami z Hyperionem. Każde z nich opowie pozostałym, w jaki sposób wplątało się w całą historię. Każde z nich może przedstawić prośbę Chyżwarowi, ale tylko jedno zostanie wysłuchane.
Być może miałem zbyt wysokie oczekiwania. Być może jestem zbyt racjonalny i zbyt dużą wagę przywiązuję do logiki, by pojąć głębię tej szalonej powieści. Być może zawiniła nieznajomość angielskiej poezji romantycznej (niestety, nie przepadam za poezją, choć czasami umiem ją docenić). Owszem, pomysł jest ciekawy. Owszem, autor umie konstruować zagadki. Stworzona przez niego wizja przyszłości jest ponura i pesymistyczna, a ludzkość wydaje się w niej o niebo bardziej szalona niż współcześnie, ale jest to ciekawy punkt wyjścia dla całej historii. Gdyby jeszcze Simmons dobrał sobie do współpracy kogoś, kto potrafi pisać, może coś by z tego wyszło. Mowa zrodziła się, kiedy ludzie nauczyli się, jak wykorzystać dźwięki, które potrafili z siebie wydobywać. Słowo pisane, kiedy nauczyli się, jak oddać rysunkiem wydobywane dźwięki. Niestety, wciąż wielu jest ludzi, którzy nie rozumieją, że wydobywanie z siebie dźwięków nie jest równoznaczne z mową. Słowotok nie oznacza jeszcze, że ma się coś sensownego do powiedzenia. Pozwala zaistnieć dajmy na to w mediach, ale nic ponadto. To samo dotyczy pisania. Autor przelewa na papier wiele słów, miesza w głowie czytelnikowi zaburzając chronologię, ale za wszystkim tym niewiele się kryje. Otrzymujemy kilka historii, które wydają się na siłę ze sobą połączone. Jakby Simmons stworzył opowiadania, które potem zlepił w całość. Wątek przewodni wydaje się doklejony na koniec. Liczba zadających gwałt rozumowi absurdów z każdym opowiadaniem zwiększa się wykładniczo. Może "Upadek Hyperiona" uzasadni to lepiej, bo "Hyperion" właściwie nie tyle się kończy, co urywa. Czy jednak mam w sobie determinację, żeby przebrnąć przez kolejne kilkaset stron narracji przeplatanej bełkotem? Może za jakiś czas. Na razie potrzebuję czegoś na odtrucie.
PS. Jak można tę książkę zestawiać z "Diuną"? Kompletnie nie ta liga. |