Maszyna długo czekała na zakurzonej szklanej półce, aż ktoś ją kupi. Może dlatego, że nawet sprzedawca nie wiedział, do czego służy? Kiedy jednak w sklepie pojawia się Martindale i okazuje ślad zainteresowania, postanawia się odezwać. Ujawnia, że opowiada historie. Martindale ją kupuje. W konsekwencji trafia w wir opowiadanych przez nią historii. Staje się jednym z bohaterów jej opowieści.
Tak zaczyna się pierwsze z opowiadań umieszczonych w tym zbiorze. Szybko się okazało, że autor rzuca pomysłami, które nie łączą się w żadną sensowną całość. Dużo tu absurdu i surrealizmu. Humor niestety występuje w ilościach śladowych. A tylko on byłby w stanie uratować coś, co podsumowałbym z grubsza jako chaotyczny zbiór inspirowanych głównie mitologią i historią anegdot. Co gorsza, kolejne opowiadania wcale nie były lepsze. Jeśli któreś z opowiadań miało jakąkolwiek puentę, umknęła mi ona. Jako zabawa literacka są swoistą ciekawostką, ale szkoda mi czasu na tego typu twórczość. Nie było tu ani waloru poznawczego, ani rozrywkowego. Zaskoczony jestem o tyle, że o autorze miałem lepsze zdanie na podstawie kiedyś przeczytanych opowiadań.