Rok po wydarzeniach opisanych w "Studni Wstąpienia" Elend Venture wraz żoną Vin starają się ocalić resztki dawnego imperium. Chaos wojen domowych właściwie się skończył. Teraz jednym z najpoważniejszych zagrożeń są kolossy pustoszące kolejne osady i mordujące bez litości ich mieszkańców. Ich działaniami kierują Inkwizytorzy. Jednak sami Inkwizytorzy też zostali ubezwłasnowolnieni. Rozkazy wydaje im istota, którą Vin uwolniła przy Studni Wstąpienia: Zniszczenie. Wprawdzie Vin poznała tajemnicę kierowania kolossami i dzięki temu Elend i Vin są w stanie neutralizować to zagrożenie i nawet włączać kolossy w szeregi swojej armii, ale nie mogą przecież być wszędzie i chronić wszystkich. Zwłaszcza, że nie to jest ich głównym celem. Przede wszystkim chcą odkryć tajemnicę magazynów Ostatniego Imperatora. Dwa z tych magazynów ciągle znajdują się poza ich kontrolą. Jeden mieści się w Fardrex, a drugi w Urteau. Fardrex rządzone jest przez byłego Obligatora, który utrzymuje w mieście ustrój jak sprzed obalenia Ostatniego Imperatora. Zresztą nie chce przyjąć do wiadomości jego śmierci. Zupełnie inaczej sytuacja wygląda w Urteau, gdzie wprowadzona została dyktatura skaa, a szlachta została wymordowana. Rządy terroru sprawuje tu Obywatel Quellion.
Elend i Vin na czele armii udają się pod mury Fardrex. Do Urteau wysłany zostaje na czele misji dyplomatycznej Sazed, któremu towarzyszy Breeze. Uzyskanie dostępu do magazynów to kwestia priorytetowa, bo może przesądzić o losach świata. Nie chodzi tu tylko o zasoby zgromadzone w tych magazynach, ale przede wszystkim o informacje pozostawione przez Ostatniego Imperatora. Świat bowiem stoi na skraju zagłady. Mgły są zjawiskiem coraz częstszym i nie ograniczają się jedynie do nocy. Zagraża to wegetacji roślin, które giną z braku słońca. Równie poważnym zagrożeniem są popioły, których opada coraz więcej, co też niszczy roślinność. Być może w jednym z magazynów kryje się wiedza, która pozwoli powstrzymać te kataklizmy. Wydaje się pewne, że to Zniszczenie stoi za nieszczęściami spadającymi na świat. Jak jednak stawić czoła istocie tak potężnej i praktycznie wszechwiedzącej? Istocie, która dzięki hemalurgii jest w stanie kontrolować lub chociaż manipulować prawie każdym. To właśnie dlatego nie wiadomo do końca, czy działania bohaterów nie przybliżają jej do zwycięstwa, bo przecież właśnie dzięki sprytnym manipulacjom Zniszczeniu udało się przed rokiem odzyskać wolność. Doskonale opanował umiejętność gry na ludzkich uczuciach. Czy i teraz uda mu się odnieść sukces?
Autor utrzymuje wysoką formę. Przeczytałem ten tom z zapartym tchem. Jak należało oczekiwać, wiele wątków zostało wywróconych do góry nogami, a zakończenie dość mocno zaskakuje. Wprawdzie lekko mnie rozczarowało, ale nie w tym sensie, że jest nieudane, tylko wolałbym, aby było inne - czysto subiektywna opinia czytelnika, który zżył się z bohaterami i wykreowanym przez Sandersona światem. Mottem autora są chyba słowa "Nic nie jest takie, jakim się wydaje". Zwodzi czytelnika, pozwala mu wierzyć w pewne prawdy, po to tylko, by zaraz obrócić je w niwecz. Najgorsze, że czasami nachalnie wręcz pewne rzeczy podpowiada, a jednak udaje mu się i tak zamącić czytelnikowi w głowie. Jest przy tym naprawdę drobiazgowy i każdy zwrot akcji, każda wolta są zrealizowane bezbłędnie. Chyba to są te aspekty powieści, które zrobiły na mnie największe wrażenie. Może i powinienem poświęcić więcej uwagi takim kwestiom, jak rozważania na temat natury władzy czy religii, które też są dość ciekawe, ale nie ukrywam, że szukałem przede wszystkim rozrywki i w tym względzie czuję się w pełni usatysfakcjonowany. Skoro książka ma przy tym inne zalety, tym lepiej dla niej.
Jakoś podczas ponownej lektury nie czułem takiego entuzjazmu, jak za pierwszym razem. Trochę irytowały mnie niekonsekwencje w działaniach bohaterów. Szczególnie widać to w przypadku Elenda. Na początku wydaje się, że stał się rasowym politykiem. Może wręcz tyranem. Mało to sympatyczne, ale w zaistniałych okolicznościach częściowo usprawiedliwione. Elend nie ma oporów przed stosowaniem zasady, że cel uświęca środki. Gotów jest poświęcać ludzkie życie, jeżeli wymaga tego sytuacja. Z pełną premedytacją prowadzi ludzi na śmierć. Potem ma jednak rozterki moralne, gdy trzeba zabić jedną osobę. Przy czym ta konkretna śmierć zapobiegłaby setkom, a nawet tysiącom zgonów. Gdzie w tym sens i logika? Jasne, było to potrzebne, by fabuła potoczyła się zgodnie z zamysłem autora, ale jest to wewnętrznie niespójne.
Tym razem czytałem kolejne tomy w krótkim odstępie czasu. Gdy dostrzegałem, jak zmieniały się elementy uniwersum, wywracając moje wyobrażenie o nim do góry nogami, zastanawiałem się, ile w tym było planu, a ile improwizacji. Stawiam raczej na to drugie. Natomiast autor potrafił nieźle to zracjonalizować i tym samym zneutralizować moje ewentualne zastrzeżenia.
Gorzej, jeśli chodzi o przekonanie mnie, że Elend był dobrym przywódcą, bo był fatalnym. Jego decyzje nie tylko dowodziły braku doświadczenia w zarządzaniu ludźmi, ale wręcz braku kompetencji miękkich. Kuriozalne były wywody, że jego autorytet opiera się na sympatii do jego osoby. Jest lubiany, więc ludzie go słuchają. Po czym zresztą okazuje się, że go nie słuchają, gdy chodzi o sposób traktowania powalonych przez mgłę. Żenada.
Dla równowagi tym razem trochę poznęcałem się nad niektórymi aspektami powieści. Mógłbym więcej, ale wtedy mogłoby powstać wrażenie, że to zła książka. Tak nie jest. Jednak autor źle zidentyfikował przyczyny sukcesu. Zbyt chętnie korzystał w swojej późniejszej twórczości właśnie z tych słabych elementów.