Do chrześcijańskiej misji w głębi amazońskiej dżungli dociera wycieńczony i schorowany mężczyzna. Indianie ostrzegają misjonarza przed udzieleniem mu pomocy, powołując się na klątwę na nim ciążącą. Mężczyzna ma być niewolnikiem tajemniczego plemienia Ban-ali. Ksiądz ignoruje te ostrzeżenia, ale nie jest w stanie pomóc konającemu. Mężczyźnie udaje się przed śmiercią przekazać misjonarzowi monetę z informacją o swojej tożsamości. Okazuje się, że jest Amerykaninem o nazwisku Gerald Clark i byłym żołnierzem sił specjalnych. Kiedy do Waszyngtonu docierają informacje o zmarłym, budzą one sensację. Nie chodzi o sam fakt odnalezienia Amerykanina, ale o to, że zwłoki mają obie ręce, podczas gdy Clark stracił jedną rękę w Iraku. Cztery lata wcześniej wyruszył w głąb Amazonii z grupą badaczy zebranych przez milionera i przemysłowca Carla Randa. Wyprawa zaginęła po trzech miesiącach od wyruszenia. Jej uczestników uznano za zmarłych. Teraz zorganizowana zostaje wyprawa, która ma wyjaśnić tajemnicę niezwykłej regeneracji ręki u Geralda Clarka, a to oznacza konieczność ustalenia, co spotkało Carla Randa i jego grupę. W skład ekipy wchodzi m.in. syn Carla Randa. Na uczestników wyprawy czeka wiele trudów i niebezpieczeństw. Nie wiedzą, że ich śladem podążają najemnicy zatrudnieni przez francuską firmę farmaceutyczną, która dostrzega ogromny potencjał odkrycia tajemnicy regeneracji ludzkiego ciała. Okazuje się ponadto, że wraz z ciałem Geralda Clarka do Brazylii i Stanów Zjednoczonych zawitała tajemnicza choroba, zbierająca śmiertelne żniwo przede wszystkim wśród dzieci. To jeszcze jeden silny bodziec, który popycha naprzód uczestników wyprawy.
Ta książka to wielkie rozczarowanie. Początek nie był zły. Może mało oryginalny, ale w końcu mamy postmodernizm głoszący, że wszystko już było. W sumie, gdyby ktoś przedstawił mi konspekt tej powieści, uznałbym go za bardzo obiecujący. Pomysł był dość ciekawy, ale - niestety - kiedy przyszło do kreowania postaci, relacji między postaciami i poszczególnych wątków intrygi, okazało się, że mamy do czynienia z daniem, które serwowano już wielokrotnie i to dużo lepiej. Autor powiela schematy. Nie chcę być gołosłowny, więc oto trochę zasad, według których skonstruowana została fabuła:
1. Główny bohater jest po przejściach. Odkrył, że cywilizacja jest obrzydliwa i ciągnie go do życia w zgodzie z naturą. Motyw ten był w swoim czasie eksploatowany z dużym powodzeniem w kinie hollywoodzkim, więc czemu miałby się nie sprawdzić? No właśnie, problemem okazuje się punkt kolejny.
2. Główny bohater jest z definicji dobry. Gotów jest poświęcić życie dla innych. Prawdziwy rycerz w lśniącej zbroi ratujący dziewice. Czytelnik musi się o tym przekonać już na pierwszych stronach powieści. Odlany z brązu i pokryty patyną, stanowi wzór doskonałości i wyzwanie rzucone zakłamanej moralności świata cywilizowanego. Czujecie już mdłości? Będzie znacznie gorzej.
3. Musi pojawić się godna głównego bohatera kobieta. W końcu trzeba pamiętać o czytelniczkach. Na wszelki wypadek główna bohaterka też jest po przejściach. Domyślacie się dokąd to zmierza?
4. Tak, feromony i inne takie, czyli wątek romansowy. Przecież sprawdziło się to już tyle razy. A w romansach już tak jest, że miłość triumfuje.
5. Uczestnicy wyprawy, a wśród nich główny bohater, wykazują się przenikliwością, która osiąga niedościgły dla większości istot ludzkich poziom przenikliwości ćmy lecącej do ognia. W końcu skoro poprzednia ćma spłonęła, to czy to coś znaczy? Oczywiście, tak głęboko egzystencjalne pytania nigdy nie zagościły w niewielkim umyśle ćmy, ale można by oczekiwać od ludzi refleksji, że skoro poprzednia wyprawa w głąb dżungli zakończyła się fiaskiem, to należy z tego wyciągnąć pewne wnioski dotyczące organizacji kolejnej wyprawy. Można byłoby przykładowo wziąć ze sobą kamerę termowizyjną. Można byłoby zatrudnić kogoś, kto wie, jak używa się detektorów ruchu i noktowizorów (uczestnicy wyprawy kompletnie nie umieli zrobić z nich użytku). Mógłbym to ciągnąć, ale ten punkt i tak rozrósł się nadmiernie. A morał z niego taki, że bohaterowie zasłużyli na każde nieszczęście, które ich spotkało.
6. Fenomenem absolutnym jest niezwykła zdolność grupy najemników tropiącej wyprawę, by pozostawać niezauważonym. Kilka faktów. Wyprawa jest początkowo transportowana śmigłowcami. W jaki sposób przetransportowano najemników? Niewidzialnymi i niesłyszalnymi śmigłowcami? Potem wyprawa porusza się pontonami, do których zamontowane są silniki. Jak najemnicy podążają ich śladem? Zamontowali sobie tłumiki na silnikach? Bo przecież na wodzie wszystkie odgłosy przenoszą się doskonale. I można by tak długo.
Gorzej, że powyższa lista nie wyczerpuje problemu. Podział na dobrych i złych przeprowadzony został według kryterium ekologicznego (nagminnie spotykanego w produkcjach filmowych o charakterze edukacyjnym dla dzieci i mało wymagającej młodzieży):
1. Indianie żyją w zgodzie z naturą, co zasługuje na podziw, czy może nawet zachwyt.
2. Nawet jeśli Indianie są okrutni, to i tak patrz punkt 1.
3. Biały człowiek ze swoją cywilizacją przynosi tylko demoralizację i zniszczenie.
4. Pozytywni bohaterowie są proekologiczni.
5. Jeśli ktoś kwestionuje hasła ekologów, musi być czarnym charakterem.
Z kolei hierarchia kompetencji stworzona została według klucza pacyfistyczno-ekologiczno-naiwnego:
1. Żołnierze z definicji są głupi, nieokrzesani i niekompetentni. W sytuacjach stresowych są bezradni jak dzieci, a w dżungli to już zupełnie głupieją. Generalnie ich zadaniem jest dać się zabić na różne sposoby, tak aby czytelnik miał świadomość, że zagrożenia czyhające na bohaterów to nie przelewki.
2. Cywilni uczestnicy wyprawy radzą sobie lepiej w dżungli niż żołnierze. To pewnie dlatego, że cywile - inaczej niż żołnierze - nie przeszli przez piekło treningu w ekstremalnych warunkach, które przechodzi każdy rangers. Taki trening z każdego robi mazgajowatego niedorajdę, więc cywile są naprawdę twardzi.
3. Indianie doskonale znają dżunglę i nikt nie jest w stanie stawić im tam czoła. Nikt im niestety tego nie uświadomił, kiedy zjawili się portugalscy i hiszpańscy konkwistadorzy. W efekcie zostali skolonizowani i podbici, ale być może należy zaliczyć konkwistadorów do kategorii czwartej, czyli największych zakapiorów.
4. Najlepsi z najlepszych, czyli banda najemników różnej proweniencji, którym niestraszni żołnierze, cywile, Indianie, dżungla, a nawet zmutowane zwierzęta. Przedarliby się bez strat nawet przez stado tyranozaurów, gdyby autor postanowił postawić je na ich drodze. Oczywiście wszystko do czasu, bo przecież musi być happy end.
Na koniec mamy kanon zachowań czarnych charakterów rodem z klasyki, czyli opowieści, którymi straszy się dzieci przed snem:
1. Zabijanie jest dobre.
2. Narkotyki są świetne.
3. Seks jest super.
4. Połączenie trzech powyższych dostarcza niezapomnianych wrażeń.
5. Kiedy nie można zabić przeciwnika, zawsze można zamordować kogoś ze swoich ludzi. Najlepiej na oczach jego towarzyszy. Czy może być coś, co bardziej scementuje grupę wokół przywódcy?
5. Najlepszy sposób na wydobycie zeznań to tortury. Oczywiście zeznań nie poddaje się weryfikacji, tylko delikwenta zabija się od razu. W końcu, czy ktoś torturowany mógłby skłamać? Błyskotliwy geniusz zbrodni wie, że jest to po prostu niemożliwe. Przecież autor nie pozwoliłby torturowanemu skłamać, czyż nie?
Wiele z powyższych zarzutów ma charakter uniwersalny, bo schematyzm nie jest przypadłością tylko tej powieści. Jednak innym autorom udaje się stępić ostrze potencjalnej krytyki poprzez zastosowanie dość prostego zabiegu, jakim jest wprowadzenie elementów humorystycznych. Kpina z konwencji i świadome przerysowanie tych schematów daje czytelny sygnał: nie traktujcie tego poważnie, to tylko rozrywka. Dzięki takiemu przymrużeniu oka powieści Clive'a Cusslera zawsze będą genialne. Na tym opierał się również fenomen filmowych przygód Jamesa Bonda (czas przeszły użyty został świadomie). Rollins zepsuł wszystko nadmiernym zadęciem. Pomysł był z gruntu fantastyczny. Można przymknąć oko na jego niedostatki. Ale kiedy nie ma się zdolności na poziomie Douglasa Prestona i Lincolna Child'a w kreowaniu prawdopodobieństwa, lepiej zachować dystans do opowiadanej historii. Być może się czepiam. Książka nie jest aż tak zła, jak mogłoby wynikać z mojej krytyki. Zapewne gdybym był młodszy i nie miał za sobą lektury tylu powieści, nie byłbym tak krytyczny. A może po prostu miałem zbyt duże oczekiwania i rekompensuję sobie rozczarowanie (i żal po stracie pieniędzy)? W każdym razie nie polecam. |