Trzeci tom jest szczególny, bo zawiera "Aleję Potępienie" Zelazny'ego. I tylko ta nowela wystarczy, bym ocenił go wysoko. Owszem, po latach nawet wyraźniej dostrzegam, jakim antybohaterem jest Czart Tanner, ale nie zmienia to w znaczący sposób mojego stosunku do tej noweli. Kiedy przeczytałem ją pierwszy raz w "Fantastyce" w 1983 roku, zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Na usprawiedliwienie dodam, że nie miałem jeszcze nawet dwunastu lat i moja przygoda z fantastyką dopiero się zaczynała. Ale nawet po latach, kiedy stałem się zgorzkniałym malkontentem, zachwycam się tą historią. A to o czymś jednak świadczy.
Wprawdzie "Aleja Potępienia" przyćmiewa pozostałe utwory zawarte w tym tomie, ale wypada chyba gwoli sprawiedliwości parę słów o nich nadmienić. "Shambleau" też dawno temu zrobiła na mnie wrażenie i wciąż uważam to opowiadanie za doskonałe połączenie horroru i science-fiction. Swoją drogą, Lech Jęczmyk ma wyraźną słabość do horroru, bo choć zbiór dedykowany jest s-f, to dość licznie reprezentowane są historie z elementami grozy. Miszanką horroru i s-f są jeszcze "Przyspieszenie" Bishopa i "Naciśnij Enter" Varley'a. Z kolei takie opowiadania grozy jak "Mały morderca" Bradbury'ego, czy "Umrzeć w Bangkoku" Simmonsa, nie mają nic wspólnego z s-f. Opowiadanie Simmonsa zawiera za to elementy fantasy. Nijak mi nie pasuje do zbioru, ale to chyba dlatego, że nie przypadło mi do gustu. W każdym razie nigdy nie pojmę klucza, według którego Jęczmyk dokonuje selekcji utworów.
Skoro wymieniłem opowiadania wywołujące dreszcze strachu, to teraz coś z przeciwnego bieguna. Tom zawiera dwa niezłe utwory humorystyczne. "Bezgłośny pistolet" to opowiadanie spod pióra niezawodnego Sheckley'a (nawet jeśli pod pseudonimem). Zabawne jest także opowiadanie "Polacy to ludzie łagodni" Fostera. Nie jestem tylko pewien, czy interpretacja Jęczmyka jest właściwa, bo wymowa opowiadania może być dokładnie przeciwna i Polacy niekoniecznie są ukazani w pozytywnym świetle. Może nie tyle są "dobrzy i mądrzy", co zakłamani i obłudni. Niestety, tylko autor mógłby wyjaśnić, jakie miał intencje.
No i na koniec wspomnę dwójkę autorów, których opowiadania są w mojej opinii nieporozumieniem: Ursula K. Le Guin i Marek S. Huberath. Opowiadanie Le Guin zawiodło kompletnie, bo choć jakoś strawiłbym jej skrzywienie ideologiczne dowodzące braków w wiedzy na temat natury ludzkiej, to trudno wybaczyć mało odkrywcze refleksje na temat starzenia się. Strata czasu.
Na lekturę Huberatha czasu nie straciłem. Przynajmniej teraz. Straciłem lata temu, gdy opowiadanie to ukazało się w "Fantastyce". Raz wystarczy. Choć w pewnym sensie Huberath może sobie pogratulować, bo opowiadanie na tyle mnie poirytowało, że wciąż je pamiętam. Nadal nie pojmuję, jak można napisać coś, co ma w tak wielkiej pogardzie rozum i poraża brakiem logiki. Za to wywołuje emocje i może w tym tkwi sekret? Nawet jeśli emocje negatywne, to przynajmniej nie pozostawia obojętnym. Dla niektórych jest to miarą sukcesu. A dla mnie wciąż pozostaje zagadką, jakim cudem to opowiadanie zostało zaliczone w poczet s-f? |