Kardynał Rodrigo Borgia cenił doczesne przyjemności. Wprawdzie był osobą duchowną, ale dorobił się sporej gromadki dzieci. Gwoli uczciwości trzeba nadmienić, że inni duchowni prowadzili wówczas równie rozwiązły tryb życia. Poziom moralny kleru był bardzo niski.
Kiedy został papieżem, Rodrigo Borgia przyjął imię Aleksandra VI. Rodzina Borgiów przez następne dwadzieścia lat trzęsła całą Italią. I nie tylko. Dzieci papieża stały się narzędziami realizowania polityki. Według kryteriów moralnych, dzieci te były równie zdeprawowane jak ojciec. Choć znowu trzeba zaznaczyć, że tacy byli ludzie epoki.
Puzo napisał coś na kształt fabularyzowanej kroniki rodu. Efekt jest cokolwiek żałosny. Ktoś, kto faktycznie chce poznać dzieje rodu, powinien raczej zajrzeć do biografii i monografii poświeconych Borgiom. Po beletrystyce oczekiwałbym raczej sprawnie prowadzonej narracji, zwrotów akcji, może próby ukazania jakiegoś ciekawego portretu psychologicznego postaci. Nic z tego. Puzo proponuje wyjątki z kronik i koncentruje się na epatowaniu skandalizującymi plotkami.
Historia rodziny Borgiów jest tak barwna, że niewielkim wysiłkiem można było stworzyć trzymającą w napięciu powieść. Tymczasem lektura jest męcząca. Fabuła obfituje w dłużyzny i powtórzenia. Choć trzeba uczciwie przyznać, że są też naprawdę niezłe fragmenty. Tylko dlatego wytrwałem jakoś do końca lektury.
Mimo wszystko wierzyć się nie chce, że napisał to autor "Ojca chrzestnego". Być może wyjaśnieniem zagadki jest fakt, że książka wydana została pośmiertnie. Może był to szkic, a ktoś postanowił zarobić. Szkoda tylko, że nie zaproszono do współpracy kogoś, kto zna się na pisaniu i zrobiłby coś z tym brudnopisem.