Na Ragged Island od stuleci spoczywa ukryty skarb piratów. U schyłku XVII wieku ukrył go tam okryty złą sławą Edward Okham, który zyskał sobie miano Krwawego Neda. Wyspa u brzegów Maine przyciągała poszukiwaczy skarbów począwszy od końca XVIII wieku. Nikomu jednak nie udało się wydobyć skarbu. Wielu straciło na daremnych próbach nie tylko majątek, ale również życie. Wkrótce Ragged Island zyskała równie złą sławę, jak pirat, który ukrył na niej swoje łupy. Nie bacząc na to wciąż znajdowali się nowi chętni, by zmierzyć się z tajemnicą wyspy.
Malin Hatch ma wystarczająco dużo powodów, by nienawidzić Ragged Island. Doprowadziła ona jego rodzinę do ruiny finansowej oraz zabrała życie jego brata. Kiedy jednak kapitan Neidelman składa mu ofertę wzięcia udziału w kolejnym przedsięwzięciu, którego celem jest wydarcie wyspie tajemnicy skarbu, Malin wyraża zgodę. Nie kieruje nim odbierająca rozum chciwość, ale wiara, że tym razem przedsięwzięcie może zakończyć się sukcesem. Tym, co daje przewagę firmie kierowanej przez Neidelmana, są informacje na temat budowniczego pirackiego skarbca, czyli Sir Williama Macallana, oraz zaszyfrowane notatki sporządzone ręką tego ostatniego. Wyposażona w najnowocześniejszy sprzęt ekipa zaczyna poszukiwania na Ragged Island. Wkrótce okazuje się, że zadanie nie jest wcale łatwe. Macallan doskonale zabezpieczył skarbiec przed dostępem osób niepowołanych. Sprawa się komplikuje, kiedy zaczyna szwankować nowoczesny sprzęt. Pojawiają się podejrzenia o sabotaż, jednak nie wiadomo, kto za nim stoi. Lista zagadek robi się coraz dłuższa. Wyspa zdaje się kryć jeszcze wiele tajemnic. Jedną z największych jest pytanie, czym jest miecz świętego Michała, który Krwawy Ned złożył w skarbcu.
Początek jest niezły. Preston i Child sprawnie budują aurę tajemniczości. Zagadki się mnożą. Jednak już około 300 strony wiedziałem, co jest przyczyną wielu zdarzeń na wyspie, choć głównemu bohaterowi odkrycie tej tajemnicy zajęło jeszcze wiele stron. Może i jestem bystry, ale to raczej świadomy zabieg autorów, którzy chcieli tym sposobem podbudować ego czytelników. Taka forma manipulacji nie jest niczym niezwykłym. Nie ma też nic złego w tym, że czytelnik wcześniej od bohaterów rozwikła zagadkę. Sztuka polega na tym, żeby nie zrobił tego za szybko, bo - tak jak ja w tym przypadku - zacznie się nudzić. A wtedy, o zgrozo, rodzą się kłopotliwe pytania. Przykładowo, skoro miecz świętego Michała jest tak zabójczo niebezpieczny, to jakim cudem udało się go wykuć? Obym tylko już samym tym pytaniem nie zdradził zbyt wiele i nie popsuł komuś lektury. Wielu innych pytań nie mogę zwerbalizować, by nie ujawnić tajemnic, które odkryte zostaną dopiero w finale. Szkoda tylko, że finał okazał się doskonale przewidywalny, co mocno mnie rozczarowało. Preston i Child zawsze kończą temat poszukiwania skarbu (czymkolwiek by on nie był) w podobny sposób. Trąci sztampą, szczerze mówiąc. Nie jest to może i kiepska książka, ale sporo jej brakuje do najlepszych osiągnięć tego tandemu autorskiego. |