Aloysius Pendergast i Constance Green udają się do buddyjskiego klasztoru w Tybecie. Z dala od świata chcą odzyskać spokój ducha po traumatycznych wydarzeniach, których sprawcą był brat Aloysiusa, Diogenes. Mnisi proszą agenta Pedergasta o pomoc w odzyskaniu cennego i niebezpiecznego dla świata artefaktu, Agozyena. Został on wykradziony przez Jordana Ambrose. Pendergast wyrusza jego tropem. W efekcie wraz z Constance Green trafia na pokład liniowca oceanicznego "Britannia". Musi odnaleźć tajemniczy artefakt, zanim spełni się jego przeznaczenie, jakim jest zagłada ludzkości, a przynajmniej tego obawiają się mnisi z Tybetu. Tymczasem na pokładzie liniowca dochodzi do serii morderstw, panika wśród pasażerów osiąga poziom histerii, a mimo to oderwany od świata i owładnięty swoją idee fix kapitan nakazuje utrzymywać kurs.
Czytałem tę powieść z przyjemnością prawie do samego końca. Prawie, bo końcówka rozczarowała mnie straszliwie. Może i dałbym radę przełknąć to spiętrzenie dramatycznych wydarzeń w finale, choć raziło sztucznością do bólu, ale za nic nie byłem w stanie zaakceptować tego, czym jakoby miałby być Agozyen i jakie miałyby być konsekwencje zetknięcia z nim. Tandem pisarski Preston-Child do tej pory twardo stał na ziemi (czasami pojawiały się sugestie działania sił nadprzyrodzonych, ale zawsze okazywało się, że istnieje jakieś racjonalne wyjaśnienie), a tu taki hokus-pokus. Litości, przecież to nie fantasy. I do tego jakiś pseudonaukowy bełkot, który miał zracjonalizować te czary-mary. Coś w stylu reklamy działającej na podświadomość (ta legenda wciąż jest żywa, choć dawno wykazano, że to bzdura). No cóż, pozostaje czekać na kolejną powieść. Może autorzy odzyskają formę. |