Recenzje
 
 
 
 
 
Recenzje Karola
 
Andrzej Pilipiuk:
"Operacja Dzień Wskrzeszenia"
Andrzej Pilipiuk Operacja Dzień Wskrzeszenia

Kilka lat temu Andrzej Pilipiuk trafił przypadkiem na moją stronę. Jego nazwisko nic mi nie mówiło. Teraz na jego książki natykam się w każdej księgarni. Wahałem się dość długo, zanim wreszcie po którąś sięgnąłem. Zachęcił mnie przyjaciel, który już wcześniej zachwycał się innymi powieściami Pilipiuka.

Akcja powieści zaczyna się od kataklizmu w roku 2012 (nie chodzi bynajmniej o Euro 2012, chodź wszelkie znaki na niebie i ziemi zapowiadają niezłą katastrofę). W powieściowej Polsce rządzi prezydent Citko, który postanowił uczynić swój kraj mocarstwem atomowym. Wyszło jak zawsze. Terroryści opanowali wyrzutnie i odpalili rakiety. A potem, na zasadzie domina, inne kraje również odpaliły rakiety. Atomową zagładę przeżyło niewielu. Wśród nich grupka naukowców pracujących nad wehikułem czasu. Za cel postawili sobie zapobiec jądrowej apokalipsie. Aby to osiągnąć, wysyłają w przeszłość kolejne ekipy młodych ludzi, które mają zadbać o to, by prezydent Citko nigdy nie pojawił się na tym świecie. Zadanie nie jest proste, bo najpierw trzeba zlokalizować przodka prezydenta. Tymczasem Kraj Przywiślański w początkach XX wieku nie jest miejscem przyjaznym. Carska Ochrana ma swoje macki w wielu miejscach.

Po lekturze mam wrażenie, że główną intencją autora było nie tyle opowiedzenie historii o podróżach w czasie, co pokazanie realiów Warszawy z początków XX wieku oraz Warszawy w XVII wieku. W tym ostatnim przypadku z dużym naciskiem na fascynację epidemiami chorób (od tego zaczęła się moja znajomość z Autorem). Ten cel Pilipiuk świetnie zrealizował i należą mu się duże brawa (nie mogę się powstrzymać przed porównaniami z książką Wolskiego, która na tym tle jest kompletną katastrofą). Wszystko to bardzo zgrabnie opowiedziane, bo Pilipiuk ma talent do posługiwania się piórem. Jednak kilka rzeczy budzi moje wątpliwości. Mogę przymknąć oczy na samo przygotowanie operacji w przeszłości. W końcu prowizorka i brak sensownego planowania to niejako nasze cechy narodowe. Nadrabiamy to entuzjazmem i ułańską fantazją. Niestety, żałuję, że autor nie umiał w pełni wykorzystać potencjału, który oferuje temat podróży w czasie. Stworzył wprawdzie pewną koncepcję podróży w czasie, ale nie do końca spójną. Dlaczego np. uwolniony z carskiego więzienia bohater nie miałby cofnąć się do momentu przed aresztowaniem i nie ostrzec samego siebie? Co w ogóle zrobić z takim paradoksem? Wiem, że mój analityczny umysł to paskudna rzecz. Generalnie lektura była przyjemna, a że nie dawały mi spokoju pewne wątpliwości, to już tylko mój problem.

     
 
Site copyrights© 2008 by Karol Ginter