Recenzje
 
 
 
 
 
Recenzje Karola
 
Ridley Pearson:
"Nie do poznania"
Okładka
Kiedy wyjeżdżałem służbowo do Anglii, musiałem zaopatrzyć się na wszelki wypadek w odpowiednią ilość książek. Wyjazd był okazją, by przeczytać wreszcie "Niewinnego" Cobena. Kupiłem go wcześniej, lecz nie znajdowałem czasu na lekturę. Ale musiałem zabrać ze sobą jeszcze jakiś tytuł. Słusznie podejrzewałem, że Cobena przeczytam szybko. Nie chciałem brać kolejnego Cobena (jeszcze zostało mi kilka innych jego tytułów do przeczytania). Wiadomo, iż w nadmiarze wszystko szkodzi. Nie mogłem zabrać niczego z fantasy, bo akurat pod ręką miałem same kolejne tomy cykli. Ryzyko zabierania ich ze sobą polegało na tym, że w pamięci zatarły się już szczegóły poprzednich tomów. Czasami trzeba byłoby więc po nie sięgać. Uznałem zatem, iż dobrym wyborem będzie jakaś sensacja. Długo przeglądałem tytuły w księgarni, zanim wreszcie zdecydowałem się na Pearsona.

Policjant z wydziału zabójstw w Seattle, Lou Boldt, zostaje wysłany na miejsce pożaru. Palący się z niespotykaną intensywnością ogień pochłonął dom. W pożarze zginęła kobieta. Steven Garman, inspektor pożarowy, informuje Boldta, że wcześniej w Seattle spłonęło kilka budynków przeznaczonych do rozbiórki. Cechą wspólną tych pożarów była niezwykła intensywność ognia. Środek użyty do podpalenia pozostawał zagadką. Garman uznał, że najwyraźniej ktoś testował, jak ten środek stosować i jakie daje on efekty, zanim przystąpił do zabijania ludzi przy jego pomocy. Co więcej, przed pożarem, w którym zginęła kobieta, Garman otrzymał anonim. Zlekceważył go, ale przypomniał sobie o nim po pożarze. Anonimowy list sugerował, że to dopiero początek. Miały być kolejne ofiary.

Lou Boldt i jego współpracownicy zaczynają żmudną, detektywistyczną robotę. Trzeba ustalić, jaki środek wykorzystywano do wywołania pożaru i przeanalizować wszelkie ślady. Trzeba sporządzić portret psychologiczny podpalacza. Trzeba też wyjaśnić, co to ma wspólnego z Garmanem, który otrzymuje anonimowe ostrzeżenia. A wszystko trzeba zrobić szybko, bo morderca nie próżnuje. Na cel bierze zresztą także tropiących go policjantów.

Zupełnym przypadkiem w sprawę zostaje wplątany Ben. Ten maltretowany przez ojczyma chłopiec pomaga wróżce, dostarczając jej drobiazgowych informacji o klientach na podstawie tego, co wypatrzy w ich samochodach. Jego nadmierna ciekawość sprawia, że jest świadkiem zdarzenia, które zmieni jego życie. Zdobyte w ten sposób informacje okażą się jednak bardzo pomocne dla policji.

Mam mieszane uczucia po lekturze tej powieści. Nie wciągnęła mnie tak, jak przeczytana tuż wcześniej powieść Cobena. Miejscami mnie nawet nużyła. Nie znaczy to bynajmniej, że była zła. Nawet kiedy czasami zastanawiałem się, po co autorowi epizody niezwiązane bezpośrednio z akcją, okazywały się one istotne. W pewnym sensie książka ta jest chyba bardziej bliska realiom, niż wiele innych. Odpowiedzi na pytania stawiane w śledztwie bohaterowie znajdują czasami zupełnie przypadkowo. Inspiracja przychodzi nieoczekiwanie. Z kolei życie osobiste rozprasza bohaterów. Jak tu skoncentrować się na śledztwie, kiedy ma się problemy rodzinne? Ciężko też zachować profesjonalne podejście do sprawy, kiedy zaangażujemy się emocjonalnie. A wreszcie rola uprzedzeń. Łatwo przecież zlekceważyć wróżkę. Epizod, w którym policyjna psycholog próbuje wywieść w pole wróżkę, jest bardzo dobry. Wróżka może nie ma dyplomu, ale na odczytywaniu ludzkich emocji musi się znać. Jak inaczej mogłaby żerować na łatwowierności? Doceniam wszystkie te zabiegi autora. Tyle tylko, że i tak wolę Cobena. I może chodzi właśnie o ten punkt odniesienia. Gdyby był inny, inna byłaby ocena. A tak pozostaje stwierdzić, że jest to interesująca książka, ale nie przeczytamy jej na bezdechu, jak Cobena. Pozostawia też po sobie parę pytań i wątpliwości odnośnie konstrukcji fabuły oraz logiki wydarzeń. Parę to wprawdzie niedużo, ale zawsze to lekki dysonans.

     
 
Site copyrights© 2006 by Karol Ginter