Grupa przyjaciół ma wspólną pasję. Lubią zwiedzać stare, opuszczone budynki. Traktują to jak swego rodzaju podróż w czasie. Tym razem celem ich wyprawy jest hotel Paragon, zbudowany przez ekscentrycznego milionera w początkach XX wieku na kształt piramidy Majów. Nie wszyscy uczestnicy wyprawy świadomi są tego, że oprócz wprawdzie nielegalnego, ale w sumie niewinnego zwiedzania, jest też inny cel wyprawy. Nikt z uczestników nie jest natomiast w stanie przewidzieć tego, co ich spotka w hotelu. Jak zawsze, największe zagrożenie stanowią inni ludzie.
Kiedy staram się na chłodno ocenić fabułę, wychodzi na to, że powinna mi się podobać. Tyle tylko, że jest dokładnie odwrotnie. W pewnym sensie autor zbyt nachalnie naprowadza czytelnika na tropy, wobec czego brakowało mi elementu niespodzianki. Misterna konstrukcja intrygi rozpada się jak domek z kart, kiedy poddać ją głębszej analizie. Zacznijmy od tego, że grupa bawiąca się w nocne zwiedzanie powinna obowiązkowo zaopatrzyć się w noktowizor. Ja bym tak zrobił. To nie jest wysoki koszt (patrz: Allegro). Jedyne usprawiedliwienie, dlaczego nie zrobili tak tytułowi infiltratorzy, jest takie, że wtedy w łeb wzięłaby część pomysłów autora. Niestety, nie mogę krok po kroku ukazywać słabych punktów fabuły, bo wtedy zbyt wiele bym zdradził. W końcu nie wszyscy lubią się czepiać tak, jak ja. Im tę książkę mogę z czystym sercem rekomendować. |