Pewnie nie sięgnąłbym po tę powieść, gdyby nie przyjaciel, który twierdził, że tym razem autor bardziej się postarał, niż w przypadku "Upadłych aniołów". A swoją drogą miałem po prostu ochotę na coś s-f. Zaryzykowałem i mam za swoje.
Takeshi Kovacs wrócił na Świat Harlana. Zajmuje się swoim ulubionym zajęciem, czyli zabijaniem. Sielanka. Hobby, jak każde inne. Dobrze tylko dorobić sobie do tego uzasadnienie, a w tym akurat nasz bohater jest dobry. Niestety, radosnej rzezi kapłanów Nowego Objawienia musi chwilowo zaniechać. Wszystko przez to, że niechcący wpadł w konflikt z miejscową yakuzą. W efekcie z grupą najemników trafia do Dravy. Razem z nimi ma zwalczać niedobitki walczących maszyn. W rzeczywistości, chce tam zmienić ciało, by zgubić trop pościgu. Wszystko się komplikuje, kiedy okazuje się, że należącą do zespołu Sylvie Oshimę opętał duch Quellcristy Falconer. Powrót rewolucjonistki, która już raz podpaliła Świat Harlana, oznacza większe kłopoty. Od tej chwili Takeshi Kovacs ma na karku nie tylko yakuzę, ale także rządzące Światem Harlana Pierwsze Rodziny. Władza daje większe możliwości, więc ściga go również jego młodsza wersja.
Potem mamy kilka zagadek, sporo strzelanin, trochę rewolucyjnego bełkotu i mnóstwo absurdu. Mnie najbardziej rozbawili surferzy-rewolucjoniści. Byli wręcz rozczulający w swej nieskończonej głupocie. W każdym razie, o ile "Upadłe anioły" uważałem za słabą powieść, o tyle "Zbudzone furie" atakowały moje szare komórki tak skoncentrowanymi falami absurdu i głupoty, że ledwie dałem radę dobrnąć do końca. Bardzo mnie przykładowo ubawił pomysł szantażu groźbą zabicia. Aż ciarki przechodzą na myśl, jak musi to wystraszyć kogoś, kto wie, że ma kopię tej osoby. Ponowne upowłokowienie to żaden problem. Autor pewnie długo musiał główkować, zanim tak genialny pomysł wpadł mu do głowy. Wiele pomysłów Morgana mógłbym ośmieszyć w podobny sposób, ale nie warto. Lepiej poświęcić ten czas na bardziej produktywne zajęcia. Te bardziej produktywne zajęcia zaczynają się już na poziomie leżenia w bezruchu i wpatrywania się w sufit. |