Recenzje
 
 
Recenzje Karola
 
Richard Morgan
"Siły rynku"
Richard Morgan Siły rynku

W świecie przyszłości o karierze w korporacji nie decydują talenty w zarządzaniu, ani sukcesy odniesione w biznesie. Liczą się mięśnie i refleks oraz umiejętność prowadzenia samochodu w trudnych warunkach. Jeśli wyzwiesz kogoś, kto w hierarchii stoi wyżej od ciebie, na pojedynek na szosie i wygrasz, obejmiesz jego stanowisko. Kompetencje oceniane są tylko po tym, czy udało się rozbić samochód przeciwnika i w jakim stylu. A jeśli brutalnie zabijesz rywala, zyskujesz dodatkowe punkty. Chris Faulkner jest nieźle zapowiadającym się pracownikiem szczebla kierowniczego. Udowodnił już, że potrafi brutalnie rozprawić się z rywalami. Teraz skorzystał z oferty nowej pracy i przyjął etat w Shorn Associates, firmie zajmującej się Inwestycjami Konfliktowymi. Pod określeniem tym kryje się działalność polegająca na finansowaniu reżimów w Trzecim Świecie i czerpaniu z tego zysków. Od czasu do czasu należy poprzeć małą "wojnę wyzwoleńczą", by przejąć wpływy w kolejnym kraju, pozbawiając tym samym wpływów konkurencyjną korporację. Chris udowadnia, że jest utalentowany nie tylko w pojedynkach na szosie. Za to nie do końca umie się wpasować w świat, w którym przyszło mu żyć. Nie umie być takim hipokrytą, jak otaczający go ludzie. Tak naprawdę jest barbarzyńcą z dość prostym kodeksem moralnym i gubi się w niuansach cywilizowanego świata. Jego małżeństwo przeżywa kryzys. Jego umysł nie ogarnia czegoś tak abstrakcyjnego, jak intryga, więc gdy staje się jej celem, nawet się w tym nie orientuje. Pozostaje mu to, w czym jest najlepszy: rozwalanie łbów przeciwnikom. A że daje się uwieść lewackim koncepcjom na naprawę świata - cóż, już wspomniałem, że intelekt nie jest jego najmocniejszą stroną.

Bardzo trudno było mi zaakceptować wymyślony przez autora świat. Rozumiem zamysł Morgana: chciał przerysować w stopniu wręcz karykaturalnym to, z czym mamy do czynienia w naszym świecie. Tyle tylko, że jego wizja razi naiwnością. Gdyby którakolwiek korporacja oficjalnie przyznała, że zajmuje się finansowaniem reżimów w Trzecim Świecie i sponsoruje wojny domowe, jej dni byłyby policzone. Pal sześć opinię publiczną, stałaby się natychmiast celem dla terrorystów. Jej kierownictwo nie przespałoby spokojnie ani jednej nocy, bo liczba desperatów, którzy chcieliby odesłać ich na tamten świat, zwielokrotniłaby się niebotycznie. Zresztą wizja autora ma tyle słabości, że nawet nie warto z nią polemizować. Już przy recenzjach innych powieści autora dość brutalnie stwierdziłem, że absurdalność jego pomysłów wykracza poza dopuszczalne standardy. Można jedynie je zaakceptować lub nie. Z oporami, ale dałem się wciągnąć fabule. Faktem jest, że bardzo długo miałem wątpliwości, o co autorowi właściwie chodzi. Narracja obracała się wokół kryzysu małżeńskiego bohatera. Owszem, ten konflikt został przedstawiony wiarygodnie. W końcu bohater, który zna tylko przemoc, jako sposób rozwiązywania problemów, jest bezradny jak dziecko, gdy sens tej przemocy jest kwestionowany (swoją drogą ma identyczny stosunek do przemocy jak Takeshi Kovacs). Potem inne wątki weszły na pierwszy plan, akcja w finale nabrała tempa i zrobiło się ciekawiej. Jednak mimo wszystko książka jest taka sobie. Można przeczytać, ale czy warto? Po lekturach paru powieści Morgana podejrzewam go o sympatie do wielu lewackich ideologii, co jest typowe dla kiepsko wykształconych inteligentów na Zachodzie. To w tej właśnie grupie KGB rekrutowała swoich agentów. "Pożyteczni idioci", jak mawiał Stalin. Autor zresztą nie ukrywa, że średnio sobie radził na studiach historycznych. To niestety widać. Historia może być nauczycielką życia, ale trzeba dać jej szansę. Zrozumienie zjawisk społeczno-politycznych wymaga wiedzy. Autorowi jej brakuje.

     
 
Site copyrights© 2010 by Karol Ginter