11 września 1683 roku straż miejska
z polecenia magistratu zarządza kwarantannę
w rzymskiej gospodzie "Donzello".
Decyzja zapada na wniosek medyka z Kongregacji
Zdrowia. Wniosek został zgłoszony po
oględzinach zwłok zmarłego nad ranem
francuskiego szlachcica. Zmarły pan
de Mourai był już w podeszłym wieku.
Jego zwłoki znalazł inny gość gospody,
opat Atto Melani. Zmarły siedział w
fotelu ze stopami w misce z wodą. I
chociaż kolejny gość gospody, medyk
Cristofano, zakwestionował diagnozę
medyka z Kongregacji Zdrowia, wszyscy
przebywający w gospodzie zostali zamknięci
i odcięci od świata na okres 20 dni.
Cristofano podzielił się z nimi swoim
podejrzeniem, że de Mourai został otruty.
Wiadomość ta zmieniła jedynie charakter
obaw osób zamkniętych w gospodzie. Atmosfera
wzajemnych podejrzeń i nieufności szybko
popsuła relacje między gośćmi. Pracujący
w gospodzie posługacz dostrzega, że
wszyscy goście mają swoje tajemnice.
Nie wszyscy są tym, za kogo się podają.
Opat Atto Melani, dostrzegając jego
ciekawość świata i inteligencję, proponuje
mu śledztwo w sprawie otrucia. Czy jednak
można ufać opatowi, który u innych gości
ma opinię niebezpiecznego szpiega i
intryganta?
Autorzy pomysłowo powiązali wydarzenia
mające miejsce w gospodzie z ówczesną
historią Europy. Intrygi w gospodzie
splecione są z tym, co absorbuje wówczas
Europę: oblężeniem Wiednia przez Turków,
działaniami dyplomacji francuskiej
i papieskiej, a wreszcie z sytuacją
w Anglii i rolą, którą ma odegrać
Wilhelm Orański. Przewrotnie przy
tym manipulują czytelnikiem, by zaskoczyć
go w finale dość nieoczekiwanym odwróceniem
ról. Częściowo się tego spodziewałem,
ale niektóre wątki pozostały niejasne
aż do ostatnich kart powieści. Zagadki
i tajemnice to niewątpliwy atut książki.
Innym jest duża dbałość o realizm,
a przynajmniej o prawdopodobieństwo
sieci intryg opisanych w powieści.
W moim przypadku nie do końca zdaje
to egzamin, ale to wyłącznie ze względu
na moje wykształcenie. Nie zamierzam
jednak absolutnie wdawać się w żadną
polemikę, bo to przecież fikcja literacka.
Historia jest jedynie naginana, a
nie brutalnie przeinaczana. Czasami
tylko trafia się autorom większa gafa.
Tak było z polskim akcentem w powieści.
Wspomniany został w powieści Jan Kazimierz
Denhoff (pomijam milczeniem zapis
tego nazwiska w powieści, choć wciąż
pamiętam czasy, kiedy tłumacz potrafił
ze swojej strony skorygować pomyłki
autora/autorów). Atto Melani stwierdza,
że nie jest on opatem, dodaje też,
że jest biskupem i kardynałem. Tymczasem
od 1666 roku Jan Kazimierz Denhoff
był opatem mogilskim, a biskupem i
kardynałem został dopiero w latach
90-tych XVII wieku. Wychodzi na to,
że Atto Melani był jasnowidzem, znając
zaszczyty, których polski rezydent
w Rzymie dostąpi dopiero w przyszłości.
Niechcący wpisywałoby się to w wątek
wróżbiarsko-astrologiczny, który autorzy
również podjęli. Może jednak powstrzymam
się przed dalszą analizą historyczną,
bo raczej nie znajdę zrozumienia u
osób postronnych.
Niestety, oprócz wspomnianych wyżej
drobiazgów, książka ma w moim odczuciu
kilka poważniejszych mankamentów.
Przede wszystkim nadmiar mało istotnych
dla akcji rozważań na temat ówczesnej
medycyny, czy muzyki. Fragmenty te
strasznie mnie nudziły. Zwłaszcza,
że kwestia medycyny i higieny kiedyś
mnie nawet pasjonowała i temat na
tyle zgłębiłem, by dostrzec, iż autorzy
pominęli niektóre z ówczesnych koncepcji.
A warto byłoby może wyjaśnić czytelnikom,
dlaczego wraz z końcem średniowiecza
ludzie zapałali niechęcią do wody
i kąpieli. Okrojenie wywodów medycznych
i muzycznych w niczym by książce nie
zaszkodziło. To samo odnosi się do
kwestii astrologii, numerologii i
wróżbiarstwa, które potraktowano z
równą powagą, a może nawet większą,
niż medycynę i muzykę. To chyba zdecydowało,
że w ogólnym rozrachunku książka mnie
rozczarowała. I choć autorzy zdradzają
wiele inspiracji, a o "Imieniu
róży" nie wspominają, to jednak
wydawca nie zapomniał o zestawieniu
"Imprimatur" z dziełem Umberto
Eco. W trakcie lektury - przynajmniej
na początku - bezwiednie porównywałem
te dwie powieści. Potem przestałem,
bo stało się dla mnie oczywiste, że
porównanie to jest bez sensu. "Imię
róży" pozostaje niedoścignione. |