"Łotrzyki"

Łotrzyki

Jednak nazwisko Martina ma wymierną wartość marketingową. Nie wiem, czy inaczej zdecydowałbym się ten zbiór opowiadań. Większość autorów była mi kompletnie nieznana.

Akurat autor pierwszego opowiadania, Joe Abercrombie, nie tylko nie był nieznany, ale dał się już nieraz poznać jako mało oryginalny nudziarz, więc tym razem nawet nie próbowałem czytać jego opowiadania. Szkoda życia.

Gillian Flynn znam wyłącznie z ekranizacji jej prozy ("Zaginiona dziewczyna"). Bohaterka jej opowiadania "Profesja" nie jest zbyt bystra. Tylko dlatego możliwy jest rozwój wydarzeń zaproponowany przez autorkę. Opowiadanie ciekawe, pełne zwrotów akcji, ale jednak nie zapadające w pamięć.

Dopiero trzecie opowiadanie zrobiło na mnie lepsze wrażenie. Z perspektywy całego tomu pokuszę się nawet o stwierdzenie, że był to doskonały utwór. Matthew Hughes napisał historię z gatunku fantasy doskonale pasującą do tytułu zbioru. W pewnym sensie autor operuje kalkami znanymi z tego typu utworów, ale robi do świetnie, zapewniając dobrą porcję rozrywki czytelnikowi.

Opowiadanie "Zgięta gałązka" Joe R. Lansdale'a było okazją, by poznać parę jego bohaterów, którzy trafili już na ekrany telewizyjne, czyli Hapa i Leonarda. Lekko napisana i pełna humoru historia sensacyjna.

Dzięki opowiadaniu "Tawny Petticoats" Michaela Swanwicka poznałem dość ciekawą parę łotrzyków, która zaplanowała niezły szwindel, ale boleśnie doświadczyła, jak to w życiu bywa z planami. Akcja osadzona została w postapokaliptycznej przyszłości. Bardzo dobre opowiadanie. Chętnie poczytałbym więcej o przygodach bohaterów.

David W. Ball napisał dość przewrotną historię nawiązującą do czasów II wojny światowej i towarzyszących jej grabieży dzieł sztuki. Interesujące. Ciekawostką są wątki polskie.

Po serii dobrych opowiadań, w końcu musiało nadejść rozczarowanie. Carrie Vaughn tylko kolejny raz zniechęciła mnie do swojej twórczości. Opowiadanie "Ryczące dwudziestki" było tak kiepskie, że nie dałem rady przeczytać go do końca.

Opowiadanie fantasy "Rok i dzień w Starym Theradanie" Scotta Lynch'a było dość pomysłowe. Bohaterka otrzymała zadanie na pozór niewykonalne, ale wykazała się niezwykłą kreatywnością, by się z niego wywiązać.

Nie mam bladego pojęcia, o co chodziło w opowiadaniu "Zły instrument", którego autorem był Bradley Denton. Rozumiem, że bohaterem można zrobić nieudacznika, ale nie rozumiem, po co. Czekałem na jakąś puentę, cokolwiek, a tu nic. Strata czasu.

Dałem radę przeczytać opowiadanie grozy Cherie Priest, choć było mocno rozczarowujące. Jednak lekturę opowiadań Daniela Abrahama i Paula Cornella zakończyłem po paru stronach. Właściwie, sugerowałbym ekologom, żeby coś z tym zrobili. Trzeba chronić lasy przed takimi autorami.

Tylko przez sentyment do przygód Fafryda i Szarego Kocura przeczytałem opowiadanie Stevena Saylora "Zobaczyć Tyr i przeżyć". Raczej średnie. No cóż, nie lubię bohaterów o inteligencji szkarłupnia (czy ja przypadkiem nie obraziłem szkarłupni?).

Po serii kiepskich utworów, pozytywnym zaskoczeniem było opowiadanie Gartha Nixa. Wartka i pełna zwrotów akcji historia, której bohaterami byli rycerz sir Hereward i zaklęty w kukiełkę czarodziej Fitz. Doskonałe.

"Diamenty z tequili" autorstwa Waltera Jona Williamsa to historia kryminalna. Nic wybitnego, ale ujdzie. Egoistyczny bohater pozbawiony jest choć odrobiny zasad, ale mimo wszystko budzi sympatię.

Podobno dzięki przygodom Alaryka Phyllis Eisenstein stała się znaną pisarką fantasy. Przygoda opisana w tym tomie nie była zbyt porywająca. Może miała w sobie zbyt wiele głębi filozoficznej, a ja wolę płytsze wody.

Już kiedyś zetknąłem się z twórczością Lisy Tuttle. Nie było to miłe doświadczenie. Dlatego nie byłem szczególnie zaskoczony, że to, co tym razem napisała, też szybko mnie znudziło.

Neil Gaiman zaproponował czytelnikom opowiadanie osadzone w osobliwych realiach znanych z powieści "Nigdziebądź". Chwilę trwało, zanim wczułem się w specyficzną narrację, ale całość jest naprawdę doskonała.

Dużą dawkę inteligentnej satyry dostarcza opowiadanie Connie Willis. Podtytuł powinien brzmieć: "Dzień w multipleksie kinowym przyszłości". Przewrotne, złośliwe, ale wymagające też co najmniej przyzwoitej znajomości historii kina, aby właściwie odczytać wiele aluzji.

Czasami autorzy, których nie oszczędzałem w przeszłości, potrafią mnie pozytywnie zaskoczyć. Tak jest w przypadku Patricka Rothfussa. "Drzewo błyskawic" to intrygująca historia fantasy. Krótka forma zapewne zmusiła autora do większej zwięzłości.

Na koniec mogłem uraczyć się opowiadaniem Martina. Żałuję tylko, że ujęte zostało w formie kronikarskiej. Jest to raczej punkt wyjścia do kolejnej powieści, niż pełnokrwiste opowiadanie.

Chyba będę na przyszłość unikał takich zbiorów. Męczyłem się przy lekturze. Tylko kilka opowiadań naprawdę zasługiwało na uwagę. Dominowały utwory przeciętne. Kilka było tak kiepskich, że naprawdę rozważałem, czy nie zrezygnować z czytania reszty. To zapewne oznaka starzenia się, ale szkoda mi czasu na marną prozę. Lepiej już wtedy sięgnąć po coś sprawdzonego i przeczytać to raz jeszcze.

Site copyrights© 2017 by Karol Ginter