W Chinach trwa Rewolucja Kulturalna. Ye Wenjie doświadcza wielu jej okropności. Z wykształcenia jest astrofizykiem, ale wysłana zostaje do wyrębu lasu. W tych trudnych czasach brakuje jej instynktu samozachowawczego. Jej naiwność o mało nie kończy się dla niej katastrofą. Ma jednak wiele szczęścia, bo z opresji ratuje ją dawny uczeń jej ojca. Trafia do ściśle tajnego ośrodka "Czerwony Brzeg".
Blisko 40 lat później profesor Wang Miao zostaje zaangażowany przez policję i wojsko do rozwiązania zagadki, która stoi za śmiercią wielu wybitnych naukowców na całym świecie. Tropy prowadzą do organizacji "Granice Nauki". Wang ma zinfiltrować tę organizację. W efekcie przyjdzie mu zetknąć się z zagadką trzech ciał i pozna tajemnicę, która zagraża ludzkości.
To była dziwna książka. Na swój sposób interesująca, choć lektura szła jak po grudzie. Autor nie ma talentu pisarskiego. Zaburzona chronologia ma ukryć mankamenty fabuły, ale ilość absurdów jest porażająca. Niby ma to być "hard science-fiction", ale "science" tylko udaje, że jest obecna. Cixin Liu nagina naukę do potrzeb narracji. Właściwie, to zbyt często przekracza granicę między nauką a bajką. Miałbym długą listę zastrzeżeń, poczynając od opisu działania mikrofalówki (autor nigdy nie używał, czy jak?). Pomysł, że bohaterowi wyświetla się przed oczami zegar odliczający czas, też był kuriozalny. Przecież to czysta magia! Autor nawet nie próbował tego zracjonalizować. Cixin Liu chyba też nigdy nie grał w żadną grę komputerową, bo jego wizja gry komputerowej ma się nijak do realiów. I pewnie mógłbym tak długo wyliczać.
Nawet niespecjalnie mnie zdziwiło, że równie po macoszemu autor traktuje historię. Przywołana została chociażby na potrzeby dyskusji o Aztekach. "Byli źli Aztecy. Przyszli źli konkwistadorzy i wymordowali złych Azteków". Co za ignorancja! W porównaniu do okropieństw Rewolucji Kulturalnej, wypada wręcz stwierdzić, że Aztecy i konkwistadorzy zachowywali umiar w stosowaniu przemocy (choć kto wie, co by bylo, gdyby mieli do dyspozycji XX-wieczną broń). Wiem, jak to brzmi dla osób nie znających historii, które operują jedynie legendami i mitami wyniesionymi ze szkoły, ale taka jest prawda. Zainteresowanych odsyłam do opracowań historycznych.
Postaci pojawiające się na kartach powieści nie budzą sympatii. Weźmy Ye Wenjie. To dziecko nigdy nie dorosło. Karmiona zbyt wieloma bajkami, wciąż czeka na Świętego Mikołaja, który przyniesie prezenty. Jako niedojrzałe dziecko, nie umie odróżnić dobra od zła, popełnia więc okrucieństwa z dziecięcą bezmyślnością. Oczywiście, można byłoby to też tłumaczyć traumą Rewolucji Kulturalnej, ale pozostaje faktem, że budzi niechęć.
Wang Miao jest może bardziej dojrzały, ale, jak na naukowca, jest niezbyt wnikliwy. Porusza się jak dziecko we mgle, choć wszystkie odpowiedzi ma w zasięgu ręki. Zachowuje się co najmniej dziwnie, gdy nie zadaje kluczowych pytań i pozwala się szantażować.
Ech, powieść częściowo rehabilituje posłowie. W sporej części zgadzam się z przemyśleniami autora. Usprawiedliwiają one pewne karykaturalne przerysowania, które drażniły mnie w czasie lektury. Całość traktuję jako ciekawostkę. Mimo wszystko, jest rzeczą interesującą, jak wyglądają świat i historia z perspektywy Chińczyka. Jednak ani myślę sięgać po kolejne tomy.