Drugi tom przygód Fafryda i Szarego
Kocura potwierdził to, co stwierdziłem
już przy pierwszym. Okładka lepsza kolorystycznie,
ale te dwie przypominające ufoludki
istoty tylko mgliście przypominają bohaterów.
Z drugiej strony, w ten sposób nawiązują
do tytułu, w którym jest przecież "mgła".
Kiedy przebijemy się przez mglistą okładkę,
dotrzemy do treści, która tłumaczona
jest tak samo kiepsko, jak i poprzednio.
Możemy się więc poczuć swojsko i zacząć
lekturę.
Na tom składa się 6 opowiadań. Akcja
dwóch pierwszych toczy się w Lankmarze.
Pierwsze opowiadanie, zatytułowane
"Chmura gniewu", na pewno
zapamiętam. Chociażby ze względu na
jego nieco metaforyczny charakter.
Świetne było też kolejne opowiadanie,
"Ciężkie czasy w Lankmarze",
w którym przejściowo drogi Fafryda
i Szarego Kocura się rozeszły. Każdy
skupił się na tym, co w życiu wydawało
mu się najistotniejsze. Jednak ta
próba zmiany trybu życia zakończyła
się dla obu niepowodzeniem. Przyjaźń
zwyciężyła, a bohaterowie na koniec
wyruszyli w morze. W dalszych, ciut
słabszych opowiadaniach, podróż prowadzi
ich nie tylko przez morze, ale także
czas i przestrzeń. W ostatnim opowiadaniu
trafiają do Tyru w okresie hellenistycznym.
Przenoszą się zatem w rejony geograficznie
bardziej rozpoznawalne niż stworzony
przez Leibera Nehwon. Nie jestem tylko
przekonany, czy to dobrze. To opowiadanie
strasznie mnie zmęczyło. Czytałem
zaledwie po kilka stron dziennie i
miałem dość. Niestety było długie.
Prawdziwe okazało się spostrzeżenie
poczynione przeze mnie przy lekturze
pierwszego tomu: Leiber jest lepszy
w krótkich formach.
Zweryfikuję tę roboczą hipotezę czytając
kolejne tomy. Przecież muszę się dowiedzieć,
dokąd dotrą Fafryd i Szary Kocur. |