Recenzje
 
 
Recenzje Karola
 
Dean Koontz
"Przepowiednia"
Dean Koontz Przepowiednia

Wprawdzie skrytykowałem Koontza za "Apokalipsę", ale zaraz potem sięgnąłem po jego kolejną powieść. W końcu zdarzały mu się już wcześniej słabsze powieści, a mimo to jestem jego wiernym czytelnikiem.

Akcja "Przepowiedni" zaczyna się nocą 9 sierpnia 1974 roku. O godzinie 22:46 Rudy Tock traci ojca Josefa, i równocześnie zyskuje syna, Jamesa. Josef leżał w szpitalu sparaliżowany po wylewie. Jego śmierć nie była niespodzianką. Zaskakujące było, że odzyskał przytomność i zdolność ruchu na chwilę przed śmiercią. Przepowiedział dokładną godzinę narodzin wnuka, jego wagę, wzrost, a nawet chorobę, którą będzie dotknięty. Polecił też synowi, aby zapisał daty 5 straszliwych dla jego wnuka dni. Wypowiedziawszy przepowiednię, skonał. Nie był to koniec wrażeń dla Rudy'ego Tocka tej nocy. Razem z nim w poczekalni czekał Konrad Beezo. Ten klaun cyrkowy wpadł w szał, kiedy w trakcie porodu zmarła jego żona. Zaczął zabijać personel szpitala. Rudy Tock przekonał go, aby opuścił szpital wraz z synem. Nietrudno się domyslić, że ten epizod - podobnie jak przepowiednia Josefa Tocka - będzie miał duże znaczenie.

Tak, jak zapowiedział Josef Tock, nikt nigdy nie nazywał jego wnuka imieniem "James". Wszyscy wołali za nim "Jimmy". Skoro Jimmy urodził się w chwili, którą przewidział dziadek, skoro jego waga, wzrost itd. zgadzały się z przepowiednią, nie można było zignorować pięciu dat, które miały tragicznie doświadczyć Jimmy'ego. Strach ogarnął rodzinę Tocków, kiedy nadeszła pierwsza z nich. Wprawdzie fakt, iż będą kolejne straszliwe dni, sugerował, że przeżyje, ale nie wykluczało to możliwości, iż np. zostanie kaleką. Należało zatem być ostrożnym. Z drugiej strony Jimmy uznał, że nie będzie ukrywał się w domu, bo i tak nie uniknie przeznaczenia. Wolał zmierzyć się z nim na swoich warunkach. Trudno powiedzieć, jak potoczyłyby się jego losy, gdyby pozostał w domu. Dokonał jednak innego wyboru i wpakował się w sam środek poważnych kłopotów.

"Przepowiednia" nie wciągnęła mnie tak, jak początkowo "Apokalipsa". Z drugiej jednak strony, nie było takiego nieciekawego ciągu dalszego, jak w "Apokalipsie". Można tę powieść określić mianem przeciętnej. Koontza stać na więcej, ale potrafi też pisać gorzej. Atutem książki jest specyficzny, cierpki humor, zbliżony do tego z powieści "Odd Thomas". Pomysł na fabułę nie jest już jednak tak oryginalny. Zbyt wiele domyśliłem się na początku. Nie zdradzę, czego, aby nie psuć innym lektury. W sumie przeczytałem tę powieść z niejaką przyjemnością, ale raczej nigdy nie będę miał ochoty do niej wrócić.

     
 
Site copyrights© 2007 by Karol Ginter