Julia Kerrigan prowadzi badania archeologiczne w jednej z jaskiń pod Cham de Bondons we Francji. Znajduje szczątki ludzkie sprzed wielu tysięcy lat. Znalezisko jest intrygujące, bo na kilku czaszkach widać ślady po przeprowadzonej trepanacji. Julia uznaje, że dokonała ważnego odkrycia. Doznaje zawodu, kiedy jej szef, Ghislaine Quoinelles, bagatelizuje rangę odkrycia. Julia nie umie pogodzić się z decyzją zwierzchnika. Kiedy Ghislaine Quoinelles zostaje wkrótce potem brutalnie zamordowany, Julia zaczyna mozolnie odkrywać tajemnice, które skrywał przez lata. Tajemnice te mają związek nie tylko ze szczątkami odkrytymi w jaskini, ale także z wydarzeniami w Azji Południowo-Wschodniej, czyli obszarze nazwanym przez Europejczyków Indochinami.
Jake jest fotoreporterem. Aktualnie przebywa w Laosie, gdzie gromadzi materiał do albumu o Azji Południowo-Wschodniej. Tyrone McKenna, amerykański dziennikarz, przygotowuje tekst do tego albumu. Informuje on Jake'a, że ich znajoma z Kambodży, Chemda Tek, przyjechała do Laosu. Chemda pracuje dla ONZ i gromadzi dane na temat zbrodni popełnionych przez Czerwonych Khmerów. Aktualnie prowadzi śledztwo na Równinie Dzbanów w Laosie w sprawie tajemniczych wydarzeń z 1976 roku, kiedy przywódca Czerwonych Khmerów, Pol Pot, wysłał tu grupę naukowców. Zdaniem Chemdy, to tam zginęła jej babcia. Zauroczony Chemdą Jake oferuje swoje towarzystwo i pomoc. Tym samym wciągnięty zostaje w wir wydarzeń, które zagrożą jego życiu, zmuszą do niebezpiecznych podróży przez kolejne kraje Azji i wreszcie naprowadzą na trop niezwykłych tajemnic dotyczących eksperymentów na ludzkim umyśle.
Świetnie napisana książka. Tom Knox doskonale opanował rzemiosło pisarskie. Umie budować nastrój grozy i tajemnicy. Mnoży zagadki. Czytelnik na pewno nie może uskarżać się na nudę. Równocześnie jest to bardzo inteligentna rozrywka, bo porusza dość istotne kwestie dotyczące kondycji ludzkiej, religii i ideologii. Nie jestem pewien, do jakiego gatunku powinienem zaliczyć tę powieść. Powieść sensacyjna z elementami fantastyki? Niezbyt adekwatne, bo jeszcze ktoś pomyśli, że książka jest o kosmitach, podróżach w czasie lub czymś podobnym, co stereotypowo kojarzy się z fantastyką. Swoją drogą, współczesną literaturę trudno szufladkować, bo przykładowo sensacja już dawno przeniosła się na obszary zarezerwowane dawniej dla fantastyki. W pewnym sensie trafne byłoby określenie "thriller". Tyle tylko, że nie bardzo lubię to określenie, bo choć doskonale tu pasuje, to nie oddaje do końca ducha powieści. A może powinienem darować sobie próby szufladkowania tej książki i ograniczyć się do stwierdzenia, że jest to doskonała lektura? Znalazłbym drobne mankamenty pomysłu, który dał podstawy fabule, ale w pewnym momencie zrozumiałem, że drobne rozczarowanie jest właściwie nieuniknione. Autor za wysoko postawił poprzeczkę, by móc ją potem przeskoczyć bez strącenia. Zresztą, gdyby nie naciągnął pewnych faktów, nie wspominałbym o fantastyce. No i nie powstałaby ta niezwykła książka.
Co ciekawe, choć autor jest z Zachodu, jakimś cudem uniknął zaczadzenia lewicowymi ideami, co jest tam dość powszechne. Ciarki człowieka przechodzą, kiedy co i rusz czyta o tych nieszczęsnych "pożytecznych idiotach", jak nazywał ich Lenin, i ich wyczynach. Tom Knox nie ma dla nich litości. Opowiadana przez niego historia to równocześnie pretekst do obnażenia części komunistycznych zbrodni i krytyki zachodnich sympatyków komunizmu, którzy akceptowali te zbrodnie w imię wyższych celów. Choć - dla równowagi - amerykańskim sposobom walki z komunizmem też się dostaje. Chyba właśnie dlatego autor zyskał mój szacunek, bo nie ma litości dla nikogo, kto ma w pogardzie życie ludzkie. Do tego bardzo celnie obnaża ideologię komunistyczną jako jeszcze jeden system wierzeń. Obiecujący raj na Ziemi w życiu doczesnym, zamiast w zaświatach po śmierci. Szkoda, że autor nie idzie krok dalej, by zauważyć, że ateizm to także wiara. Skoro nie możemy ani udowodnić, że Bóg istnieje, ani że go nie ma, możemy tylko wybrać, czy wierzymy, że istnieje, czy nie. Żadna z tych postaw nie jest lepsza w życiu doczesnym. Pomijając naturalnie wyznawany system wartości. I tu znowu trafiamy na kluczowe słowo: "wyznawany". Nie jest to coś powszechnie obowiązującego, a skoro jest kwestią wolnej woli, obracamy się ciągle w kręgu wiary, choć nie są tu bynajmniej wymagane jakiekolwiek konotacje religijne. Szkoda tylko, że tak niewielu ludzi to rozumie. W efekcie świat wygląda tak, a nie inaczej. Autor ma rację w końcowych konkluzjach, że człowiekowi wiara potrzebna jest jak powietrze. Dzięki temu łatwiej przejść przez życie. Problem pojawia się wtedy, gdy wiara (i znowu nie chodzi mi tylko o religię, a ogólnie o system wartości) staje się pretekstem do działań, które innym utrudniają życie. Bardzo często pod sztandarami Dobra (można tu wpisać dowolną ideę, która przez jej zwolenników uznawana jest za szlachetną) czynione jest zło. A najsmutniejsze jest to, że tak było, jest i zapewne będzie. Bo w końcu człowiek jest tylko człowiekiem. |