Stephen King, Owen King
"Śpiące królewny"

Stephen King Owen King Śpiące królewny

Wszystko zaczęło się gdzieś w dalekiej Australii. Kobiety, które zasypiają, otacza dziwny kokon. Nie można ich już w żaden sposób obudzić. Próba usunięcia kokonu z ich twarzy kończy się zawsze tragicznie. Kobiety rzucają się na sprawcę tego czynu i brutalnie go mordują, po czym ponownie zapadają w sen.

Epidemia snu rozlewa się powoli na cały świat. Nic nie wiadomo o przyczynach epidemii. Nie wiadomo, jak się rozprzestrzenia. Nie wiadomo wreszcie, jaki będzie ostateczny los śpiących kobiet.

W niewielkim miasteczku Dooling w Appalachach dzień, w którym media donoszą o pojawieniu się niezwykłej przypadłości kobiet, zaczyna się od brutalnych morderstw, których dokonuje tajemnicza Evie. Nie wiadomo, kim jest i skąd wzięła się w Dooling. Szeryf Lila Norcross umieszczą ja tymczasowo w lokalnym więzieniu dla kobiet. Nie wie, że Evie odegra istotną rolę w wydarzeniach nadchodzących dni.

Gdy epidemia snu dociera do Dooling, miasto stopniowo ogarniają chaos i anarchia. Mieszkańcy nawet sie nie domyślają, że to właśnie tutaj stoczona zostanie batalia, która zdecyduje o przyszłości świata.

Autorzy nie popisali się szczególnie. Przyznaję, że sam pomysł był ciekawy. Pozwalał Kingom zagłębić się w problem relacji damsko-męskich. Jakoś nawet przełknąłem tendencyjność przekazu, bo nie ma tu ani jednego przykładu zdrowych relacji. Zawsze wyłazi jakaś patologia. Tak jakby agresja i przemoc były nieodłącznym składnikiem tych relacji. Autorzy potrzebowali przejaskrawienia, żeby historia nabrała rumieńców. Konflikt miał być osią fabuły. Udało im się przynajmniej pokazać, że w relacjach damsko-męskich konflikt mogą generować obie strony. Może tylko za mocno skoncentrowali się na agresji fizycznej, bagatelizując psychiczne znęcanie się nad drugą osobą. Co w przypadku starszego Kinga może zdumiewać.

Z jakiegoś powodu autorzy uparli się, by zaprezentować czytelnikom wyłącznie mniej lub bardziej odpychające postaci. Nie chodzi o to, że są tu tylko same czarne charaktery. Postaci są wielowymiarowe, nie są tylko złe albo dobre, ale wszystkie co do jednej są antypatyczne. Na kartach powieści nie pojawiła się ani jedna, która budziłaby we mnie sympatię. W efekcie losy tych postaci były mi zupełnie obojętne.

To wszystko jakoś bym zniósł. Wytrzymałem nawet absurdalne argumenty wygłaszane z jednej strony przez męskich szowinistów, a z drugiej przez wojujące feministki. Obie strony były siebie warte. Najgorszym jednak zarzutem pod adresem każdej powieści jest nuda. Około trzysetnej strony miałem już dość opisów zmagań z sennością kobiet i histerii mężczyzn. Tymczasem fabuła nijak nie posuwała się do przodu.

Straciłem zresztą zainteresowanie całą historią. Wszystko przez to, że trudno traktować poważnie opowieść, w której pojawiają się antropomorfizowane, gadające zwierzęta. Zamieniło to horror w bajkę. Pozbawiło całą historię powagi. Niczego nie mogły zmienić naturalistyczne, brutalne opisy kolejnych morderstw. Najstraszniejsza bajka wciąż pozostaje tylko bajką. Pozostawało jedynie czekać na morał.

Gdyby autorzy odchudzili powieść o połowę, zapewne dałoby się ją uratować. Zyskałoby na tym znacząco tempo akcji. A tak miałem sporo czasu na zastanawianie się nad ludzkimi reakcjami i kontestowałem je nieustannie. Autorzy nie przekonali mnie do swojej wizji histerii ogarniającej świat. Tym bardziej, że zbagatelizowali np. kwestie religijne. Tymczasem w chwilach kryzysu wielu ludzi szuka ucieczki w religii. Takie wydarzenie byłoby doskonałym paliwem dla najróżniejszych wariatów wieszczących gniew Boga, koniec świata itd. Tak to już jednak jest z bajkami, że dopasowują narrację do potrzeb morału.

Stephen King potrafi pisać powieści, które wciągają i trzymają w napięciu. Tym razem nie wyszło. "Śpiące królewny" to rozczarowanie. Nie pierwsze zresztą w przypadku tego autora.

PS. Wbrew tezie pojawiającej się na kartach powieści, na wojnach ginie więcej mężczyzn niż kobiet. W dziejach ludzkości kobiety wielokrotnie musiały wychowywać dzieci pod nieobecność mężczyzn. Dlaczego nie udało im się niczego zmienić? Kiedyś czytałem ciekawy artykuł o kobietach włoskiej mafii i wychowywaniu przez nich dzieci. Wszyscy mężczyźni albo zginęli w porachunkach mafijnych, albo siedzieli w więzieniach: mężowie, ojcowie, synowie, bracia itd. Kobiety samotnie wychowywały dzieci. I jak myślisz drogi czytelniku, co wpajały swoim dzieciom? Nienawiść do wrogów. I tak jest od początków ludzkości. Zawsze mnie śmieszą tezy, że kobiety są jej lepszą połową. Jeśli tak, to dlaczego, niczym ćmy do ognia, zlatują się do wszelkiej maści męskich szowinistów? Dlaczego tak chętnie głosują na nich w wyborach? W systemach demokratycznych osobnicy pokroju Trumpa nie powinni istnieć w polityce, a mają się świetnie. Bez poparcia kobiet to nie byłoby możliwe. Relacje damsko-męskie to bardzo skomplikowana materia, ale linia frontu wcale nie przebiega tam, gdzie umieszczają ją autorzy.

Site copyrights© 2018 by Karol Ginter