

Federacja Galaktyki jest atakowana nieznaną bronią, której działanie modyfikuje przebieg katastrof naturalnych w taki sposób, by nie tylko zwiększyć moc tych katastrof, ale również doprowadzić do śmierci określonych osób. W związku z tym zagrożeniem na Ziemi zbiera się 12 nadinspektorów przestrzeni, do których zadań należy czuwanie nad bezpieczeństwem Federacji. Jeden z nich, Jym Wildheit wysłany zostaje z misją uzyskania pomocy od mieszkańców planety Mayo. Nie uznają oni zwierzchnictwa Federacji, ale są Zmysłowcami, czyli dysponują ponadnaturalnymi zdolnościami. Federacja potrzebuje pomocy Jasnowidza Chaosu, który byłby w stanie wesprzeć ją w walce z nieznanym przeciwnikiem. Jym Wildheit, którego wspiera symbiotyczne bóstwo, po wylądowaniu na planecie Mayo szybko przekonuje się, że uzyskanie pomocy Zmysłowców jest zadaniem trudnym, o ile nie niemożliwym. Wydostanie się z ich planety nie będzie rzeczą prostą, a potem czekają na niego kolejne niebezpieczeństwa, jak to w porządnej powieści przygodowej. Intryga jest powikłana, więc choć spotka na swojej drodze nieoczekiwanych sojuszników, przekona się również, że musi się liczyć ze zdradą.
"Broń chaosu" jest nieco słabsza od "Form chaosu". Fabuła nabiera tempa, intryga rumieńców i wtedy nagle autor postanawia wszystko zakończyć. Końcówka jest jakaś ekspresowa. Niby wszystkie wątki zostały zamknięte, ale pozostaje niedosyt.
Może i "Broń Chaosu" nie jest tak dobrą powieścią jak "Formy Chaosu", ale czyta się ją bardzo dobrze. A to już przecież któraś kolejna lektura. Tymczasem historia wciąż wciąga, zagadki intrygują, a zwroty akcji zaskakują. Oczywiście, musiało minąć trochę lat, żeby wspomnienia wyblakły, ale to naprawdę niezłe s-f. Może tylko wyraźniej dostrzegam pewne mankamenty logiki powieści. Autor mocno nagina ją na potrzeby fabuły. Kiedy jednak fabuła jest dobrze skonstruowana, śledzenie losów bohaterów dostarcza tylu emocji, że na głębszą analizę zostaje niewiele zasobów. Można zwyczajnie cieszyć się z dobrej rozrywki.