Robert A. Heinlein
"Hiob. Komedia sprawiedliwości"

Robert A. Heinlein Hiob. Komedia sprawiedliwości

Przejść przez ogień to duże wyzwanie. Jednak mieszkańcy jednej z polinezyjskich wysp pokazują turystom, że jest to możliwe. Jeden z turystów, Alexander Hergensheimer zakłada się, że też to potrafi. Udaje mu się przejść przez ogień, ale dokonując tego niezwykłego wyczynu traci przytomność. Gdy ją odzyskuje, zauważa, że różne rzeczy wokół niego uległy zmianie. Trochę potrwa, zanim zorientuje się, że trafił do świata alternatywnego. Nawet nazywa się inaczej.

Choć lekko zagubiony, Alex przyjmuje tożsamość Aleca Grahama. Ma na tyle elastyczny i otwarty umysł, a przy tym też wystarczająco dużo tupetu, że wpasowuje się w nowe dla niego otoczenie. Na tyle skutecznie, że nikt niczego nie zauważa. No może poza zakochaną w nim stewardesą, pochodzącą z Danii Margrethe. Ale nawet ona błędnie interpretuje zmiany w jego zachowaniu.

Kiedy już wydaje się, że Alex zaadaptuje się w nowym świecie, dochodzi do katastrofy statku. Zostaje rozbitkiem. Towarzyszką w niedoli jest Margrethe. Nie uwierzyła ona w opowieść Alexa, ale teraz musi porzucić swój sceptycyzm. Oboje znaleźli się w innym świecie, niż ten, który znała. A nie jest to bynajmniej koniec czekających ich nieszczęść. Przed nimi wiele alternatywnych światów, do których trafiają w najmniej odpowiednim momencie. Jaki jest powód i sens tego, co ich spotyka?

Heinlein na przykładzie pary bohaterów pokazuje, jak los potrafi pokrzyżować każde plany. Kiedy tylko bohaterom udaje się jakoś wydźwignąć z jednej niedoli, zaraz dopada ich kolejna. Przy czym Alex to głęboko wierzący kaznodzieja, który potrafi wszystko to sobie odpowiednio zracjonalizować. Nigdy nie zakwestionuje woli Boga. Swój los akceptuje z pełnym fatalizmem. Heinlein nie byłby sobą, gdyby jego przekonań nie sprowadził do absurdu. Bohater skupia w sobie wszystkie najgorsze cechy białego, protestanckiego Anglosasa, który gardzi katolikami, Murzynami, gejami itd. Dla którego ostateczną wyrocznią jest zawsze Biblia. Co ciekawe, Heinlein drwi z niego raczej subtelnie. Bohater mimo wszystko budzi sympatię. Przede wszystkim dlatego, że Alex dość elastycznie adaptuje się do zmieniających się realiów i nie trzyma się kurczowo zasad swojej religii. Owszem, czyni go to hipokrytą i oportunistą, ale dość uroczym.

Cała powieść ma wymowę mocno obrazoburczą. Naigrywa się z religii. Przede wszystkim z chrześcijaństwa. Ale nie przebija z narracji ani odrobina nienawiści. Ot, po prostu autor żartuje sobie z przekonań, które uważa za raczej absurdalne. Krytyka w wielu miejscach jest mocno zawoalowana. Ale są też fragmenty, gdy padają pod adresem chrześcijaństwa dość mocne zarzuty.

Powieść czyta się lekko i przyjemnie. Niewiele zapamiętałem z pierwszej lektury książki gdzieś w początkach lat 90-tych. Tylko zarys intrygi i ogólne wrażenie, że jest to dobra powieść. Tę opinię podtrzymuję.

Site copyrights© 2019 by Karol Ginter