Recenzje
 
 
Recenzje Karola
 
Peter F. Hamilton
"Gwiazda Pandory. Ekspedycja"
Peter F. Hamilton Gwiazda Pandory. Ekspedycja

No i przytrafił mi się kolejny autor, który nadmiarem słów stara się zamaskować miałką treść. Właściwie w całej książce niewiele się dzieje. Autor od razu rozłożył fabułę na dwa tomy. Jeśli zatem ktoś jest na tyle naiwny, że łudzi się, iż w tomie pierwszym cokolwiek zostanie wyjaśnione, spotka go spore rozczarowanie. Ostatnie zdanie odnosi się m.in. do mnie. No cóż, złudzenia prysły.

W świecie przyszłości ludzkość opanowała sporą część kosmosu. Zawdzięcza to odkryciu i zastosowaniu na skalę przemysłową tuneli czasoprzestrzennych. Ekspansja trwa niezakłócona od kilku stuleci. Nie jest to jedyne odkrycie, które zmieniło ludzkość. Drugim jest rejuwenacja, czyli odmładzanie ludzi. Nie wszystkich może na to stać, ale zamożniejszym zapewnia ona praktycznie życie wieczne. Wprawdzie paru socjalistycznych ekstremistów stara się w imię dawno przebrzmiałych ideałów zburzyć istniejący ład, ale ich wysiłki pozostają niezauważone. Choć czasami potrafią posunąć się do terroru, co kończy się śmiercią niewinnych - jak zawsze - a system trwa niewzruszony. Odrębną grupę ekstremistów stanowią Strażnicy Jaźni, którzy wierzą, że w rzeczywistości ludzkość sterowana jest przez obcych. Teraz znajdują sobie nowy cel ataku. Odkrycie niezwykłego zjawiska astronomicznego skłoniło ludzkość do zorganizowania wyprawy kosmicznej w celu wyjaśnienia zagadki. W końcu rzadko się zdarza, by gwiazda została w ciągu sekund zasłonięta. Technologia potrzebna do zrealizowania tego przedsięwzięcia daleko wykracza poza wszystko, co osiągnęła ludzkość. Ludzkości pozostało zaspokoić ciekawość. I to właśnie nie podoba się Strażnikom Jaźni.

Teoretycznie wątek z organizacją wyprawy kosmicznej powinien być główny. Tak założyłem po przeczytaniu streszczenia z okładki. W rzeczywistości nie stanowi on nawet połowy powieści. Nie zawsze jest nawet punktem odniesienia dla innych wątków. Sama wyprawa kosmiczna to zaledwie kilkadziesiąt ostatnich stron w ponad 600-stronicowej książce. Reszta to wątki uboczne. Niektóre - jak sprawa zabójstwa Tary Jennifer Shaheef - nawet bardzo ciekawe. Tyle tylko, że z pierwszego tomu nijak nie wynika, aby miały jakikolwiek związek z osią fabuły. Choć oczywiście istnieje możliwość, że osią fabuły jest zupełnie coś innego. Coś, co mi umknęło w natłoku pustosłowia.

Generalnie książka mnie zmęczyła. Miejscami irytowała. Dawałem jej szansę do mniej więcej setnej strony. Potem, kiedy akcja nie tylko nie nabrała tempa, ale nawet zwolniła, czytałem na siłę, żeby skończyć. Miejscami - przyznaję uczciwie - przeskakiwałem po kilka stron, a i tak nie gubiłem wątku. Ta "space opera" wykazuje w tym względzie dużo podobieństw do "soap opera". Nie chodzi tylko o pogardliwe określenie gatunku, ale o rozwodnienie fabuły. Widz, który opuścił kilka odcinków, nie może przecież zgubić żadnego wątku. Gdyby tak tę książkę przeredagować, wyciąć niepotrzebne fragmenty, wyszłoby z tego coś ciekawego. W końcu sam pomysł jest intrygujący. Autor nie ma wprawdzie zbyt analitycznego umysłu, co widać co i rusz*, ale nadrabia braki fantazją.

*Tylko jeden, malutki przykład: zabójstwo Tary Jennifer Shaheef zostało tak zaaranżowane, by przekonać wszystkich, że opuściła męża zabierając swoje rzeczy. Cudem niezwykłym nie zabrała niczego, do czego mógłby zgłaszać pretensje mąż. Już to powinno obudzić podejrzenia, bo jest rzeczą oczywistą, że po wielu latach wspólnego pożycia pojawiły się w ich życiu przedmioty, które miały wartość sentymentalną dla obojga.

     
 
Site copyrights© 2009 by Karol Ginter