Recenzje
 
 
Recenzje Karola
 

Jarosław Grzędowicz
"Pan Lodowego Ogrodu"
tom 2

Jarosław Grzędowicz Pan Lodowego Ogrodu

Konfrontacja z van Dykenem skończyła się dla Vuko Drakkainena fatalnie. Zamieniony w drzewo doświadcza iście piekielnych tortur. Jednak bogowie Midgaardu mają wobec niego inne plany. Z ich pomocą Vuko wraca do ludzkiej postaci. Bogowie w zamian za pomoc żądają jedynie, by wywiązał się ze swego zadania, czyli odnalazł i zabrał z planety ziemskich naukowców. Nie jest to proste, bo naukowcy ci - czego przykładem jest van Dyken - potrafią dowolnie kształtować otaczającą ich rzeczywistość. Vuko musi opanować te same umiejętności, by stawić im czoła. Nie jest to proste, bo jego żołnierski umysł odmawia przyjęcia do wiadomości wielu prawd na temat świata, w którym się znalazł.

Następca tronu Amitraju, Terkej Tendżaruk, ciągle ucieka. Kult Pramatki zatriumfował i zaprowadza swój terror. Terkej posługuje się różnymi imionami, by ukryć swoją tożsamość. Najgorsze, że musi się ukrywać nie tylko przed wrogami, lecz również przed sojusznikami. Cel jego wędrówki leży daleko. Wskazany mu został przez ojca tuż przed upadkiem cesarstwa. Jedynie wierny Brus zna więcej szczegółów. Nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności, Brusa powoli ogarnia szaleństwo.

Grzędowicz jest dość konsekwentny w konstruowaniu swojej wizji. Dużo niby się w tym tomie wydarzyło, a mimo to niewiele się zmieniło, jeśli chodzi o sytuację bohaterów. Trudno powiedzieć, by misja któregokolwiek z nich zanotowała jakieś znaczące postępy. Co najwyżej akcenty się przesunęły, bo lepiej wypadł wątek następcy tronu Amitraju.

Vuko, który w poprzednim tomie jawił się intelektualistą, tym razem zachowuje się rzeczywiście jak tępy żołnierz. Zdarzają mu się zabawne komentarze, ale nie są już tak naturalne i wydają się wysilone. Jasne, to nawet śmieszne, gdy komentuje swą sytuację cytatem z "Młodego Frankensteina", ale czy rozbawiło to również tych, którzy cytatu nie rozpoznali? Najgorsze, że Vuko broni się przed faktami. A to postawa najgorsza z możliwych. Prosta droga do klęski.

Są dwie kwestie, które budziły mój sprzeciw w czasie lektury. Pierwsza, to przemiana Cyfrala we wróżkę z bajek Disneya. Ja rozumiem, że licentia poetica itd.., ale może trochę szacunku do czytelnika?

Druga kontrowersyjna kwestia, to epizod z rydwanami. Nic nie poradzę, ale natychmiast obudził się we mnie historyk. Rydwany bojowe jedyne triumfy na polach bitewnych święciły w epoce brązu. Pojawiło się żelazo, nowe formacje piechoty, a przede wszystkim konnica, i rydwany bojowe odeszły do lamusa. Nawet jeśli Persowie wystawili je jeszcze przeciw Aleksandrowi Macedońskiemu, to wszyscy wiemy, z jakim wynikiem. Jasne, rydwany bojowe prezentują się okazale w hollywoodzkich produkcjach, miały swoje 5 minut w "Gladiatorze", ale nawet występ w tym filmie zakończył się dla nich fatalnie. W sposób jak najbardziej zresztą wiarygodny. To była broń minionej epoki i nie stanowiła żadnego wyzwania dla dobrze wyszkolonych legionistów. Czego zresztą legioniści mieli okazję dowieść parę stuleci wcześniej w Brytanii. Nie ma sensu ciągnąć tego wątku (choć mógłbym jeszcze długo wymieniać mankamenty rydwanów bojowych). Autorowi zamarzyła się malownicza scena batalistyczna, więc ją stworzył. A że każdy historyk wojskowości zagotował się w środku, to nieprzewidziany skutek uboczny.

Trochę swoim zwyczajem ponarzekałem, ale generalnie powieść zasługuje na wiele pochwał. Grzędowicz doskonale buduje napięcie. Akcja wartko się toczy i trudno oderwać się od lektury. Pora na tom trzeci.

     
 
Site copyrights© 2013 by Karol Ginter