Przywoływanie demonów może być sposobem na wyłudzenie pieniędzy od naiwnych. Czarownik Amirantha już nie raz przywoływał demona tylko po to, by wziąć pieniądze za jego odesłanie. Zawsze wiązało się z tym pewne ryzyko. Tym razem jednak pojawia się naprawdę paskudny i potężny demon. Czarownik szybko orientuje się, że za pojawieniem się tego demona stoi jego brat, Belasco. A to oznacza poważne zagrożenie nie tylko dla Amiranthy.
Taredhele, elfy zwane Gwiezdnym Ludem, toczą beznadziejną wojnę z demonami. Klęska jest nieunikniona. Jedyną nadzieją jest odnalezienie mitycznego Domu, skąd elfy się wywodzą. Czarnoksiężnik Laromendis odnajduje drogę do Midkemii i odkrywa, że jest do świat, skąd pochodzą taredhele. Zapada decyzja o ucieczce wszystkich taredheli na Midkemię. Taredhele są arogancką i bezwzględną rasą. Nie zamierzają nawiązać przyjaznych relacji z rasami już zamieszkującymi Midkemię. Chcą podbić cały świat.
Taredhele i demony. Przed Konklawe Cieni stoją nowe, trudne wyzwania.
Sam jestem zaskoczony, ale wyjątkowo zgadzam się z tekstem z okładki: Feist wrócił do najwyższej formy. Już podczas lektury "Gniewu szalonego boga" zauważyłem potencjał, jaki miał wątek dotyczący Szczytów Quorów. Został teraz ciekawie rozwinięty. Wątek taredheli też zapowiada się interesująco. Właściwie nie ma się czego czepiać. Świetna rozrywka dla miłośników fantasy. Naturalnie, wymaga pewnego obycia w uniwersum wykreowanym przez Feista. Mnóstwo tu odwołań do wydarzeń opisanych w różnych książkach, których akcja toczy się na Midkemii. Ciekawe, czy autorowi uda się utrzymać wysoki poziom w kolejnych tomach?