Kiedy Laura Ayars i David Baskin postanowili, że spędzą miesiąc miodowy w Australii, nie mogli przewidzieć zdarzeń, które zamieniły sielankę w koszmar. Pewnego dnia David znika. Wkrótce potem zostaje wyłowione zmasakrowane ciało mężczyzny. Zwłoki zostają zidentyfikowane jako ciało zaginionego Davida. Laura jest zrozpaczona. Ta była modelka, a aktualnie odnosząca sukcesy właścicielka domu mody Svengali, nie umie się pozbierać. Tymczasem na jaw wychodzą fakty, które stawiają pod znakiem zapytania rzekome przypadkowe utonięcie. Laura podejmuje na własną rękę śledztwo. Powoli uświadamia sobie, że nie wszyscy, których obdarzyła zaufaniem, zasługują na to. Porusza się na oślep w gąszczu kłamstw. Niektórzy gotowi są zabić, byle tylko prawda nie ujrzała światłą dziennego.
Autor we wstępie uprzedza czytelnika, żeby nie oczekiwał zbyt wiele, bo to jego pierwsza powieść. Jak na mój gust, niepotrzebnie się kryguje. "Mistyfikacja" to całkiem przyzwoita książka. Jasne, ma pewne drobne mankamenty. Miejscami jest niepotrzebnie rozwlekła. Takich dłużyzn Coben nie serwował czytelnikom w późniejszych swoich powieściach. Wielopiętrowa intryga wydaje się w paru miejscach mocno naciągana. Jednak fabuła, choć balansuje na granicy prawdopodobieństwa, jest w stanie się wybronić.
Najważniejsze, że Coben już przy pisaniu pierwszej powieści ujawnił swój talent do zwodzenia czytelnika. Jasne, z czasem robił to jeszcze lepiej, ale już w "Mistyfikacji" podrzuca czytelnikowi tyle fałszywych tropów, że można się pogubić. Historia mnie wciągnęła. A dodatkowo - o czym autor uprzedza we wstępie - ta powieść to rzeczywiście wylęgarnia wielu jego późniejszych pomysłów. To stanowi dodatkową wartość tej książki.
Swoją drogą, jakoś tak się składa, że powieści Cobena nie dostarczają mi pożywki dla kąśliwych i krytycznych uwag. Zawsze są na co najmniej przyzwoitym poziomie. |