Przeprowadzka do San Francisco miała być dla agentki FBI Mitzi Fallon początkiem nowego, lepszego życia. Niestety, jeżeli liczyła na odrobinę spokoju, szybko musiała zweryfikować swoje oczekiwania.
Jej pierwszym zadaniem w nowym miejscu jest śledztwo dotyczące zabójstwa antykwariusza. Udaje jej się ustalić, że w sprawę w jakiś sposób zaangażowani są brytyjscy dyplomaci, którzy opuścili już Stany Zjednoczone. Podąża ich tropem do Londynu. W efekcie trafia na ślad tajnej organizacji, której działania znalazły swoje odbicie w legendach o królu Arturze. Problem polega tylko na tym, że źle interpretuje działania tej organizacji. A za konsekwencje swojego uporu i swoich pomyłek przyjdzie jej zapłacić wysoką cenę.
Autor bardzo swobodnie podchodzi do historii i kreuje dość oryginalną wizję tajnego zakonu rycerskiego. Wplata w to wszystko wątki nadprzyrodzone, co sprawia, że trudno sklasyfikować tę powieść. Niby jest to sensacja, ale dużo tu elementów fantastycznych. Chyba zbyt dużo jak dla mnie, bo w którymś momencie dysonans między mrocznym wątkiem sensacyjnym a kuriozalnym Zakonem Arturianów stał się na tyle duży, że nie potrafiłem tego traktować poważnie. Z jednej strony, autor prezentuje nieprzyjemną i pesymistyczną wizję świata. Prawie jak z czarnego kryminału. Z drugiej strony, mamy bajkową historię wielowiekowych zmagań Dobra i Zła. Coś tu ewidentnie zgrzyta.
Może początkowo liczyłem na jakiś zgrabny zwrot akcji, który ożywi całość? A skoro nie nastąpił, zdystansowałem się do fabuły i tylko z pewnego poczucia obowiązku dobrnąłem do końca. Niestety, autor nie umie budować napięcia, czy atmosfery tajemniczości. Całość okazała się po prostu kompletnie nijaka. A może miałem zbyt wygórowane oczekiwania? Spodziewałem się czegoś w stylu powieści Toma Knoxa, a dostałem... Właściwie to nawet nie wiem co, ale nie chcę już z tym mieć do czynienia.