W sylwestrową noc 1989 roku major żandarmerii Jack Reacher jest na służbie. Parę minut po północy otrzymuje telefon z informacją o znalezieniu w motelu zwłok żołnierza. Początkowo chce zignorować tę informację, ale okazuje się, że zmarłym jest dwugwiazdkowy generał. Śmierć nastąpiła z przyczyn naturalnych, ale jej okoliczności mogłyby skompromitować generała, dlatego Reacher zabiega o wyciszenie sprawy. Tylko jedna rzecz nie daje mu spokoju: obok zwłok nie było żadnych dokumentów. Zaginęła cała teczka z dokumentacją. Gdy wkrótce potem okazuje się, że tej samej nocy zamordowana została żona generała, Reacher uznaje, że sprawa jest mocno podejrzana. Dlatego ignoruje bezpośrednie polecenie zwierzchnika, który każe mu zakończyć śledztwo. Uparcie drąży temat, choć ściąga tym na siebie kolejne nieprzyjemności. Podskórnie wyczuwa, że wpadł na trop wielkiej intrygi i spisku na szczytach hierarchii dowodzenia.
Książka ukazała się później, ale opisuje wydarzenia chronologicznie wcześniejsze od tych w "Poziomie śmierci". Charakteryzując fabułę mógłbym powtórzyć prawie to samo, co pisałem przy recenzji "Poziomu śmierci". Bohater nie jest może szczególnie błyskotliwy, ale uparty i konsekwentny w dążeniu do celu. Czytelnik znacznie wcześniej niż Reacher jest w stanie zidentyfikować osobę, z którą spotkał się zabity generał, a ma to dość istotne znaczenie dla wyjaśnienie intrygi. Tym razem jednak autor nie ujawnił wszystkich kart czytelnikowi i zachował kilka autów na koniec. Dzięki temu ta powieść wypada lepiej niż "Poziom śmierci". Trochę też dodaje do portretu Reachera. Kieruje się on swoim kodeksem honorowym i potrafi być przy tym bezwzględny. Czasami niestety działa pochopnie, ale już wspomniałem, że woli działać, niż główkować. Książkę czyta się szybko i przyjemnie. Odpowiednia dawka napięcia i zwrotów akcji gwarantuje sporo emocji. |