Recenzje
 
 
Recenzje Karola
 
Maxime Chattam
"Otchłań zła"
Maxime Chattam Otchłań zła

Pewnie nigdy bym po tę książkę nie sięgnął (ciemna okładka ginie wśród innych, a dopiero po przyjrzeniu się, okazuje się interesująca), gdyby nie rekomendacja sprzedawczyni w księgarni. Zna już mój gust na tyle, że wie, co lubię. Zresztą częściowo mamy podobne zainteresowania literackie. Kiedy zatem powiedziała, że trudno jej się było oderwać od lektury, uznałem to za doskonałą recenzję.

Na pierwszych kartach powieści opisany został krótko epizod zniknięcia małego chłopca. Aż do ostatnich kart powieści autor nie ujawnia jego związku z głównym wątkiem. Tym samym za początek opisanej historii można swobodnie uznać porwanie Juliette Lafayette. Uprowadza ją grasujący od pewnego czasu w Portland w stanie Oregon seryjny morderca. Dziewczyna ma jednak niewiarygodne szczęście. Joshua Brolin, który prowadzi śledztwo w sprawie seryjnych morderstw, ratuje ją w ostatniej chwili. Morderca, Leland Beaumont, ginie od strzału w głowę.

W wielu przypadkach historia, którą streściłem, to materiał na całą powieść. Tu jest to zaledwie wstęp. Nie ukrywam, że mnie to zdziwiło. Intrygowało mnie, co autor wymyśli. Debiutant, nie debiutant, ale talent do zagmatwanych historii jednak ma. Dokładnie po upływie roku od zabicia Lelanda Beaumonta, znaleziona zostaje kolejna zamordowana kobieta. Zginęła dokładnie tak samo, jak ofiary Lelanda Beaumonta. Czyżby pojawił się naśladowca? Jeśli tak, to skąd zna detale, których policja nie ujawniła prasie? Joshua Brolin, któremu pomaga Juliette Lafayette, odkrywa, że Leland Beaumont wierzył w czarną magię. Twierdził, że nie umrze. Kiedy policja decyduje się na ekshumację zwłok, odkrywa pustą trumnę. Kolejne dowody pogłębiają konsternację policji, bo wskazują na Lelanda Beaumonta jako sprawcę.

Od książki faktycznie trudno się oderwać, choć jest bardzo naturalistyczna w opisywaniu zbrodni, zmasakrowanych ciał, czy wreszcie działań podejmowanych przez patologów. Ci, którzy nie tolerują drastycznych opisów, raczej nie powinni po nią sięgać. Ostatnimi laty również moje nastawienie do tego typu literatury się zmieniło. Tym bardziej zatem doceniam tę książkę. Ma interesujący pomysł na fabułę. Oczywiście, powieść nie powstałaby zapewne, gdyby nie Thomas Harris i jego twórczość. W tym sensie autor wybrał wędrówkę po szlaku, który został już wcześniej wytyczony. Zastanawiam się, na ile jest oryginalny. Ciekawe, czy czytał powieść Koontza... Nie zdradzę tytułu, bo popsułbym zabawę tym, którzy tę książkę czytali. Był nawet film na jej podstawie. Bardzo kiepski. W każdym razie pewnie dlatego, że znam tę powieść Koontza, tak łatwo się domyśliłem, co się dzieje. Rozwiązanie samo się nasuwało.

Jeśli o coś miałbym do autora pretensje, to o zakończenie. Było dokładnie takie, jak się spodziewałem. Żadnej niespodzianki. Kulminacja zgodna z zasadami podręcznika dla powieściopisarzy. Czytelnik obgryza paznokcie ze zdenerwowania i szybko kartkuje ostatnie strony. Miałem uczucie deja vu. Prawie do ostatniej chwili wierzyłem, że może jednak... Ale nie... Miałem ochotę krzyczeć...

W trakcie lektury odczuwałem pewien dysonans. Z jednej strony autor drobiazgowo opisywał zagadnienia związane z działaniami podejmowanymi przez ekspertów medycyny sądowej, a z drugiej, po macoszemu potraktował inne potencjalne wątki śledztwa. Taką widać miał wizję. W sumie szkoda, bo każdy szanujący się detektyw powinien zastanowić się, skąd morderca wiedział, jak odnaleźć Juliette Lafayette? To jedno z wielu pytań, które mnie naszły. Ich przytaczanie nie ma sensu. Wytłumaczenie można znaleźć, kiedy się tego chce, ale autor po prostu przechodzi nad podobnymi kwestiami do porządku dziennego, nie próbując nawet ich w jakikolwiek sposób wyjaśnić. W efekcie, na wiele pytań - zarówno tych postawionych w powieści, jak i tych, które zrodziły się w mojej głowie - nie uzyskałem odpowiedzi. Może w kolejnych tomach? "Otchłań zła" to pierwszy tom trylogii. Zapowiada się nieźle.

     
 
Site copyrights© 2007 by Karol Ginter